Londyn
Po raz setny spojrzałam na zegarek, 0:02. Już dwie minuty temu powinien się pojawić. A co jeśli się rozmyślił? Może już ją zabił? Otarłam rękawem mojej o wiele za dużej bluzy pojedynczą łzę. Nie wiedziałam co się ze mną dzieje. Bałam się co się stanie jeśli się tu pojawi, ale bałam się też, że nie przyjdzie. Z wyjściem z domu nie zauważoną poszło łatwo, chłopaki spali na kanapie, a kiedy oni zasną prawie nic nie jest w stanie ich obudzić. Nerwowo stąpałam z nogi na nogę. Mogłam się cieplej ubrać, ale niestety mój mózg myśli zawsze po fakcie. W getrach, wielkiej bluzie i trampkach nie było mi zbyt ciepło. Trzęsłam się strasznie i próbowałam się jakoś ogrzać. Z moich oczu znowu pociekły łzy, z nerwów. Ponownie spojrzałam na zegarek, 0:04. Założyłam kaptur i zaczęłam skakać. Próbowałam zrobić coś, żeby nie zamarznąć. Efekt był odwrotny, bo zimne powietrze zaczęło mnie przewiewać we wszystkie możliwe strony i zrobiło mi się jeszcze zimniej. Westchnęłam, bo mimo, że upłynęło dopiero kilka minut odkąd tam przyszłam to mnie wydawało się, że całe wieki. Nagle usłyszałam, piosenkę. Kojarzyłam ją skądś, ale nie mogłam sobie przypomnieć skąd. Zaczęłam się rozglądać za źródłem dźwięku, ale było tak ciemno, że nic nie widziałam. Nagle w mojej głowie otworzyła się szufladka z tym wspomnienie. Zamknęłam oczy i czułam jak przenoszę się do tamtego momentu. Ten zapach, to mieszkanie, słuchawki na moich uszach, nie moje słuchawki. Szłam przez jego dom, aż w końcu otworzyłam drzwi, jego pokój. Spojrzałam na biurko i TEN obrazek. Zobaczyłam go tak dokładnie jak wtedy. Pamiętam, że usiadłam i napisałam... Mogłabym te słowa powtórzyć o każdej porze, pamiętam je na pamięć. [Rozdział 3] Zacisnęłam powieki, z których wypłynęły łzy, tęsknoty? Zaczęłam szeptać te słowa.
- Życie baletnicy jest powtarzaniem. Ciągłym powtarzaniem. Przez kilkanaście lat ćwiczysz to samo ćwiczenie tylko po to, żeby dać jeden występ i pokazać ludziom swoje umiejętności. To nie ma sensu... Emocje spowodowane moim znudzeniem i niechęciom do tych ćwiczeń rosły i rosły jak wielki balon aż w końcu pękły od nadmiaru negatywnych emocji. Wybuchłam i postanowiłam zakończyć to raz na zawsze. Niestety po tym wszystkim zostaje ślad. Rana w mojej psychice. Nawet kiedy się zagoi zostaje blizna, której nie da się usunąć. To zostaje na zawsze i nieodwracalnie. Nie da się wymazać tych bolesnych wspomnień i lat, które spędziłam na robieniu czegoś czego nienawidzę. To tak jakby zostały one zaznaczone w mojej pamięci niezmywalnym mazakiem. Choćbym przez lata tarła w nie gumką i tak nie znikną...
- ...Zostaną, a wraz z nimi smutek i wieczna pamięć o zmarnowanej części mojego życia - podskoczyłam cała i momentalnie otworzyłam oczy. Przerażona zaczęłam się rozglądać za kimś, kto to powiedział. Nikogo nie zobaczyłam. Muzyka przestała grać, a ja poczułam jak strach ściska mnie w brzuchu. I nagle wszystko połączyło się w całość. Aż nie mogłam się sobie nadziwić, że na to nie wpadłam. Ta muzyka, ten ktoś dokończył za mną słowa, które zostawiłam w jego mieszkaniu. Tęsknił za mną, chciał mnie odzykaskać i tylko i wyłącznie dlatego porwał mamę... Przykucnęłam zdziwiona i lekko przerażona swoim odkryciem.
- Marcin...? - powiedziałam piskliwie. Nie musiałam długo czekać na odpowiedź.
- Sandra...? - to było dziwne i nasza rozmowa nie miała żadnego sensu. Była strasznie głupia i totalnie bezsensowna. Usłyszałam jak ktoś biegnie. Do mnie, coraz szybciej. Dosłownie na mnie wpadł. Przewrócił mnie z pozycji kucącej na plecy i rzucił się na moje usta. Co miałam zrobić? Po to tam przyszłam, żeby dać mu to co chciał, czyli MNIE... Spodziewałam się tego, więc właściwie bez zbędnego szarpania się odwzajemniłam pocałunek. Nie było by tak źle, ale nagle...
- ZABIJĘ CIĘ! - ktoś ubrany cały na czarno podbiegł do naszej dwójki i uderzył Marcina. Upadł bezwładnie na ziemię, a z jego nosa zaczęła cieknąć krew. Odsunęłam się i przerażona obserwowałam wszystko z bezpiecznej odległości. Facet w kominiarce na twarzy podniósł krwawiącego do góry za przód jego kurtki.
- TY ŚMIECIU! ZGINIESZ! - krzyknął mu w twarz i rzucił nim z całej siły w drzewo. O dziwo Marcin nadal został przytomny. Kulił się i stękał z bólu. Jego oprawca zaśmiał się i podszedł do niego. Kopnął go i jeszcze raz przywalił mu w twarz.
- I co Romeo? Umowa to umowa. Musisz ponieść konsekwencje. - wyjął z kieszeni swojej kurtki nóż. Kucnął przy Marcinie i podniósł go do góry. Prawie krzyknęłam z przerażenia, ale bałam się zareagować, przecież to samo mógł zrobić ze mną. Zacisnęłam oczy. Po jakimś czasie, kiedy wszystkie dziwne odgłosy ucichły powoli je otworzyłam. Już go nie było.Rozejrzałam się dla pewności i szybko pobiegłam pod drzewo, gdzie leżał Marcin. Upadłam na kolana i zaczęłam krzyczeć.
- SŁYSZYSZ MNIE? TO JA! SANDRA! HALO?! - nic, zero reakcji. Zaczęłam płakać. Nigdy nie widziałam czegoś takiego. Obok niego była wielka kałuża krwi, a on sam był w strasznym stanie. Przyłożyłam ucho do jego klatki piersiowej. Najpierw nic, jednak po chwili usłyszałam cichutkie bicie serca. Musiałam biec po pomoc. Szybko wstałam i ruszyłam w drogę.
- Sandra... - właściwie to szepnął. Odwróciłam się momentalnie i wróciłam do niego.
- Po... całuj... mnie - mówienie przychodziło mu z taką trudnością, że z moich oczu pociekły łzy. Zaskoczyła mnie jego propozycja. Przybliżyłam się do niego i zrobiłam to o co poprosił.
Odsunęłam się i spojrzałam mu w oczy. Nie ruszały się. Po raz drugi przyłożyłam ucho do jego klatki piersiowej, ale ty razem nic. Wszystko działo się tak szybko. 30 uciśnięć, kilka wdechów. Zmęczona spojrzałam na niego, ale nadal nic.
- TY MUSISZ ŻYĆ! SŁYSZYSZ! - zapłakana nie przestawałam. Nie wiem ile to trwało, ale w końcu brakło mi sił. Opadłam bezwładnie na zimną ziemię i rozpłakałam się jeszcze bardziej. Spojrzałam na jego ciało, martwe ciało.
- Przepraszam... - wyszeptałam i schowałam twarz w dłonie. Huk. Tak, to właśnie usłyszałam. Przerażająco blisko, jakby wystrzał z pistoletu. Zamarłam. Przecież nadal nie wiedziałam gdzie jest morderca Marcina.Wstałam i ile sił w nogach pobiegłam do willi chłopaków.
- Jezu, Sandra! - Ed upuścił pistolet i podbiegł do mnie. Nie mogłam powiedzieć ani słowa. Zachowywałam się tak jak wtedy Abigail. Po prostu łzy nie pozwalały mi nic powiedzieć. Podbiegłam do zapłakanego Harrego.
- GDZIE TY DO CHOLERY BYŁAŚ!? TAK SIĘ MARTWIŁEM! - krzyknął i otarł łzy. Przytulił mnie mocno. Obejrzałam się za siebie, gdzie stała cała ich czwórka. Mimo wszystko śmiesznie wyglądali, wszyscy z minami typu "WTF??" w swoich kolorowych piżamach. Ed nakazał nam wejść do środka, ale nie zrobiłam tego. Pociągnęłam Hazzę za rękaw i pobiegłam do miejsca gdzie leżał Marcin. Dalej pamiętam tylko pojedyncze skrawki wspomnień.
Policja, płacz i ten moment kiedy wtulona w Harrego patrzałam jak zasuwają worek z jego ciałem. Chyba zemdlałam, ale nie wiem. To wszystko zaczęło mnie przerastać...
... nadal nie mogę uwierzyć w to co zadziało się ostatnio w moim życiu. Podsumowując to:
1. Rzucenie baletu i postawienie się rodzicom.
2. Ucieczka do Londynu z Polski.
3. Poznanie 1D i zostanie dziewczyną Harrego Stylesa.
4. Dowiedzenie się o dziwnej sytuacji między moimi rodzicami.
5. Porwanie mamy.
6. Śmierć Marcina.
To wszystko jest chore! Przeżyłam więcej niż nie jedna osoba w ciągu całego swojego życia. Z resztą wymieniłam tylko te najważniejsze rzeczy... Trzeba odnaleźć mamę i to jest (nadal) moim celem. Potem odkryję o co dokładnie chodzi w związku rodziców.
Schowałam zeszyt do szufladki w szafce nocnej, bo ktoś zapukał do drzwi.
- Proszę! - krzyknęłam tylko i w samej bieliźnie zaczęłam przeglądać garderobę w poszukiwaniu ubrania. Potrzebowałam pogadać z jakąś dziewczyną, a tak się składało, że znałam tylko jedną - Abigail. Postanowiłam do niej pójść. Nie myślałam nad tym kto wchodzi.
- Eee... - spojrzałam przez ramię i zobaczyłam Nialla stojącego przy moim łóżku. Cały czerwony z zakłopotaniem drapał się po głowie. Roześmiałam się i zarzuciłam szybko na siebie jakaś koszulę. Podszedł do mnie bliżej i spuścił głowę.
- Bo wiesz... Tak sobie pomyślałem, że... - jeszcze bardziej się zarumienił i rozejrzał się zdenerwowany po moim pokoju. - ...że skoro tyle przeszłaś, to Ci dam coś na pociesznie... - wyciągnął zza pleców rękę z małym pudełeczkiem czekoladek.
Wzruszyłam się... Niall ma naprawdę dobre serce. Otarłam łzę i uśmiechnęłam się strasznie szeroko.
- Boże! Jesteś wspaniały! - przytuliłam go strasznie mocno i cmoknęłam go w policzek. Usiadłam na łóżku i otworzyłam pudełko.
- Jakie śliczne! - czekoladki były urocze. Spojrzałam na Nialla, ale on nadal stał jakby go zamurowało. Pomrugał szybko oczami i usiadł obok mnie. Na jego twarzy pojawił się strasznie wielki banan, a oczy rozbłysły.
- Cieszę się, że Ci się podobają. - wyjęłam jedną z nich i spojrzałam na blondaska.
- Jaka jest ta?
- Nie wiem, życie jest jak pudełko czekoladek, nigdy nie wiesz na jaką trafisz. - powiedział i spojrzałam mi w oczy. Bardzo głęboko. Dosłownie głupiałam od tego spojrzenia. Bardzo mądre słowa, coś w nich jest. Nawet bardzo dużo. Uśmiechnęłam się lekko i włożyłam czekoladkę do ust. Pyszna... Biała czekolada, waniliowe nadzienie i dla kontrastu mała wisienka w środku.
- Mmm... - zamknęłam opakowanie, ale przypomniałam sobie o naszym żarłoku i ponownie je otworzyłam. Wyciągnęłam w jego stronę.
- Nie, dzięki. Są twoje. - uśmiechnął się, a ja tylko wzruszyłam ramionami i odłożyłam pudełko na półkę.
- Ja już pójdę... - Niall wyszedł z mojego pokoju zostawiając mnie samą.
Deja Vu... Nie otwiera. Weszłam do środka i szybko poszłam do jej sypialni. Otworzyłam drzwi i zobaczyłam jak siedzi na łóżku z dziwnym uśmiechem na twarzy.
- Co jest? - już chciałam usiąść obok niej, ale krzyknęła.
- Patrz! Pająk! - wskazała palcem na drugi koniec pokoju. Ja, że jestem bardzo naiwna podeszłam we wskazane miejsce i bliżej przyjrzałam się ścianie. Ona coś otworzyła, rzuciła i zamknęła.
- Patrz, to tylko jakaś plama. - popatrzyłam na nią.
- No fakt, musiało mi się coś pomylić. Chodźmy już lepiej. - wstała i dosłownie wypchnęła mnie z pokoju zamykając drzwi.
- Kiedy pogrzeb? - spojrzała na mnie smutnym wzrokiem.
- W środę... - wydmuchałam nos w chusteczkę i otarłam łzę.
- Nie martw się, dobrze będzie. - uśmiechnęła się lekko i przytuliła mnie. Szłyśmy chwilę w kojącej ciszy ulicami Londynu. Podobało mi się to. Ostatnio cisza jest dla mnie najlepszą muzyką.
- Patrz! To oni! Chodź! - Ab pociągnęła mnie w stronę chłopaków, których już spotkałyśmy kilka razy. Jak zawsze tańczyli. Na nasz widok uśmiechnęli się i przybili nam piątkę. Wahałam się trochę, ale w końcu postanowiłam ponieść się muzyce. Pokazywałam wszystkie swoje umiejętności wykonywałam takie figury na jakie miałam ochotę, jakie podpowiadało mi serce. To było właśnie najpiękniejsze. W tańcu można się zatracić. Wspomnienia żyły we mnie przez co z moich oczu ciekły łzy. Zakończyłam występ i zmęczona sięgnęłam po chusteczkę i butelkę wody. Wkoło nas zebrała się grupka ludzi, którzy klaskali i wrzucali do czapki jednego z chłopaków pieniądze.
- Brawo brawo, wspaniały występ. - z tłumu wyszedł elegancko ubrany mężczyzna.
- Nazywam się Peter Smith. - wyciągnął w moją stronę rękę. Uścisnęłam ją, ale nadal nie wiedziałam o co chodzi. Potem przywitał się ze wszystkimi pozostałymi tancerzami, w tym z Abigail. Następnie podał każdemu z nas jakąś ulotkę.
- Liczę na wasze przybycie. - uśmiechnął się prawie niezauważalnie i odszedł zostawiając nas zdziwionych. Spojrzałam na ulotkę. Nagłówek głosił:
London Hall Of Fame Dance School
invitation to casting
17th January 2013, Thursday
__________________________________________________________________________________
No i mamy 17 rozdział! Spodziewaliście się takiego obrotu sprawy? Co myślicie? Piszcie wszystko w komentarzach! Proszę zadawajcie pytania w zakładce "Wasze blogi i pytania" i podawajcie swoje twittery w zakładce "Informowani". Jak wiecie jest przerwa świąteczna, więc rozdział dodam wcześniej! ;** To chyba wszystko, jak zawsze przepraszam za błędy!
Buziaczki, Mundzia! xoxo