wtorek, 29 stycznia 2013

Rozdział 7 "Piątka wariatów"

30.12.12r; Niedziela;
Londyn

*późnym wieczorem w hotelu Sandry*
- Halo? - jego zachrypnięty, ale jednocześnie aksamitny głos dziwnie na mnie podziałał. Przeszedł mnie lekki dreszcz, ale taki przyjemny.
- Harry, ja wiem kim jesteś. - nie odpowiadał, więc uznałam to za znak do kontynuowania. - Nie wiem czemu mi o tym nie powiedziałeś, ale naprawdę nie robi mi to różnicy. Czy jesteś normalnym chłopakiem czy członkiem najpopularniejszego boysbandu na świecie i tak będę Cię lubić. - skończyłam i odetchnęłam z ulgą, bo mimo wszystko bałam się mu to powiedzieć. Bałam się, że kiedy dowiedziałam się to nie będzie chciał już się ze mną przyjaźnić. Przecież po coś to ukrywał.
- No sorry. Poszedłem sobie zrobić kanapkę. Coś mówiłaś? - powiedział tak niewyraźnie, bo pewnie właśnie w tamtej chwili jadł sobie najspokojniej w świecie kanapkę!
- Nie! Kurde nic nie mówiłam! Wiesz co głupi jesteś! Pogadamy jutro. - rozłączyłam się, bo nie miałam ochoty gadać z takim palantem. Poszłam do łazienki. Weszłam pod prysznic i rozkoszowałam się ciepłem wody. Uwielbiam takie długie, gorące prysznice. Umyłam włosy i zawiązałam sobie na nich ręcznik, po czym oczyściłam dokładnie twarz i zęby. Posmarowałam się balsamem i odprężona, całkowicie goła wyszłam z łazienki. Zamurowało mnie. W moim pokoju najspokojniej w świecie stał sobie Harry i dokładnie mnie oglądał. Nie zamknął oczu, nie odwrócił się tylko gapił się na mnie. Wrzasnęłam i zamknęłam się znowu w toalecie.
- Skąd się tu wziąłeś ty zboczeńcu?! - krzyknęłam do niego przez zamknięte drzwi. Zaśmiał się.
- Ma się te sposoby! - znowu roześmiał się serdecznie.
- Wiesz, że jeżeli dziewczyna wychodzi goła, a ty jesteś w jej pokoju nie wiadomo skąd to powinieneś zamknąć oczy, a nie się na nią gapić! - znowu się na niego wydarłam.
- Przepraszam, ale nie mogłem się powstrzymać... - mimo, że go nie widziałam wiedziałam, że jego policzki zabarwiły się na czerwono. Owinęłam się szczelnie ręcznikiem i nieśmiało wyszłam. Nadal stał w tym samym miejscu i patrzył się na mnie. Zignorowałam go i po prostu wzięłam piżamę, która leżała na łóżku i z powrotem zniknęłam za drzwiami łazienki. Ubrana w moje ulubione spodnie w kratkę i bluzkę wmaszerowałam do pokoju. Usiadłam na łóżku i wzięłam laptopa. Położyłam go sobie na kolanach i włączyłam internet.
- Eej! Ja tu jestem! - Harry pomachał mi ręką przed oczami. Ignorowałam go i włączyłam twittera. Chłopak zamknął mi klapkę i odłożył laptopa na podłogę. Usiadł na przeciwko mnie. Spojrzał mi w oczy.
- Przepraszam, że sobie zrobiłem kanapkę. Wybaczysz mi? - zrobił minkę typu kota ze Schreka. Usiłowałam zachować powagę, ale nie wytrzymałam i roześmiałam się.
- No dooobra! - od razu uśmiechnął się szeroko i przytulił mnie.
- To powiem jeszcze raz to co Ci chciałam powiedzieć przez telefon. - zrobił poważną minę.
- Harry, ja wiem kim jesteś. Na prawdę nie robi mi to żadnej różnicy. Lubię Cię i będę się z tobą przyjaźniła niezależnie od tego czy jesteś zwykłym chłopakiem czy członkiem najpopularniejszego boysbandu na świecie. Nie wiem czemu nie chciałeś mi tego powiedzieć. - patrzył się w dół.
- Wiesz, pierwszy raz poznałem niesamowitą dziewczynę, która nie wie kim jestem. Polubiłaś mnie jako Harrego, a nie jako Harrego Stylesa z One Direction. Chciałem, żeby tak było i bałem się, że jeśli dowiesz się o mojej sławie nie będziesz chciała się ze mną zadawać z powodu tych wszystkich fotoreporterów i pomyślisz, że jestem zapatrzonym w siebie egoistą. Teraz wiem, że to nie miało sensu, bo i tak wcześniej czy później wpadłabyś na jakieś fanki. Nawet nie wiesz jak bardzo mi ulżyło, kiedy powiedziałaś, że nie robi Ci to różnicy. Naprawdę, taka dziewczyna to skarb. - spojrzał swoimi zielonymi, pełnymi uczucia tęczówkami w moje. Przybliżył się tak, że poczułam jego słodki oddech na mojej twarzy. Wprawiło mnie to w takie przyjemne drganie. Poczułam zapach jego perfum. Nasze nosy prawie się już dotykały, a ja patrzyłam się tylko na jego usta. Nie mogłam się oprzeć. Były takie piękne, pełne, zaróżowione. Już prawie, prawie kiedy nagle bum! Do pokoju wpadło czterech chłopaków. Odsunęliśmy się od siebie jak oparzeni. Jeden z nich od razu pobiegł do łazienki, drugi do lodówki, a trzeci rzucił się na łóżko koło nas i włączył telewizor. Gapiłam się na to wszystko z otwartą buzią.
- Taaa. No to już poznałaś mój zespół. Trochę w głupich okolicznościach, ale to ich wina. - Harry uśmiechnął się. - A więc ten w łazience to Zayn, przy lodówce Niall, a...
- Ej! Sam jej powiem jak się nazywam! - chłopak z łóżka podniósł się.
- Jestem Louis William Tomlinson! - podał mi rękę i znowu rzucił się na łóżko. Zauważyłam, że ostatni z nich stoi sobie przy drzwiach.
- Sorry jeśli przeszkodziliśmy, ale oni - wskazał ręką na chłopaków - strasznie się niepokoili o Harrego. - uśmiechnął się. - jestem Liam! - odwzajemniłam uśmiech.
- Co jemy? Masz tu coś, żeby zrobić popcorn? - blondyn wychylił się zza lodówki.
- Niestety nie mam nic. Możemy zrobić jakieś koreczki.
- Pomogę Ci! - Harry zerwał się i razem ze mną ruszył w stronę lodówki. Wyjęliśmy wszystkie składniki i na małym blacie zabraliśmy się do przygotowywania przekąsek.
- Hej piękna! - z toalety wyszedł wystylizowany Zayn. Poszedł na łóżko do Louisa.
- Długo jeszcze? Głooodny jestem! - przybiegł do nas Niall.
- Właśnie skończyliśmy. Pomóż nam to zanieść. - powiedziałam i zabrałam jeden talerz zapełniony koreczkami. Chłopaki wzięli resztę i z gotowym posiłkiem usiedliśmy w szóstkę na łóżku.
- To co oglądamy? - zapytał się Louis z buzią zapełnioną koreczkami.
- Nie wiem. Może w tej szafce pod telewizorem jest jakiś film. - wstałam i sprawdziłam. Faktycznie w środku leżał spory stos filmów. Zdecydowaliśmy się na jakiś film akcji. Włączyłam go i rzuciłam się na łóżko. W pokoju nie było żadnej sofy, więc musieliśmy się zmieścić na łóżku. Na szczęście było małżeńskie i upchnięci zmieściliśmy się. Oglądaliśmy i rozmawialiśmy ze sobą jak starzy przyjaciele. Taka fajna przyjacielska energia od nich biła. Bardzo dobrze nam się rozmawiało. Sięgnęłam ręką po koreczka, ale napotkałam tylko pusty talerz. Spojrzałam z wyrzutem na chłopaków, a oni wskazali Nialla, który właśnie wyciągał z buzi wykałaczkę po ostatnim koreczku.
- Przepraszam... - zawstydził się i objął mnie na zgodę. Właściwie to wcale się nie zmartwiłam brakiem przekąsek, bo jakoś nie miałam ochoty nic jeść. Nawet nie wiem kiedy odpłynęłam.

Obudziłam się, kiedy film był już wyłączony. Wszyscy spali. Wstałam i potknęłam się o Louisa. Na szczęście się nie obudził. Z bezpiecznej odległości stwierdziłam, że to uroczy widok. Louis na podłodze przytulony do poduszki, Niall na Liamie, który już prawie spadał z łóżka i Harry przytulony do miejsca gdzie przed chwilą leżałam. Przeliczyłam ich szybko i zauważyłam, że jednego brakuje, Zayna. Drzwi od hotelowego balkonu były uchylone. Wyszłam i tam znalazłam palącego mulata.
- Hej. - rzucił tylko i wrócił do wykonywanej czynności. Było zimno, ale oparłam się o barierkę balkonu i wychyliłam się. Londyn nocą był piękny. Uśmiechnęłam się, bo wiedziałam że to jest teraz mój dom. Uświadomiłam sobie w jakim pięknym miejscu mieszkam.
- Chcesz? - Zayn wystawił w moją stronę paczkę papierosów.
- Nie, dzięki. Nie palę. Zimno. Idę spać. Dobranoc. - powiedziałam i weszłam do środka. Ułożyłam się wygodnie w moim poprzednim miejscu i przykryłam szczelnie kołdrą. Poczułam jak Harry przez sen objął mnie ramieniem. Miłe uczucie. Zamknęłam oczy i zasnęłam w ramionach Harrego Stylesa.

*następnego dnia rano*
Tak jak myślałam chłopaki nie pozwolili mi się wyspać. Obudziłam się, bo ktoś spadł na mnie, a zaraz po nim jeszcze ktoś.
- Ej! Złaźcie ze mnie! - zaczęłam się wiercić, bo niewygodnie mi było.
- Louis! Zejdź z niej! - Harry pociągnął mocno chłopaka, który leżał na mnie i wreszcie byłam wolna. Usiadłam i przeraziłam się tym co zobaczyłam. Po całym pokoju porozwalane były moje ubrania. Louis w moim staniku gonił Liama, a Harry usiłowała odciągnąc Nialla od lodówki. Znowu brakowało Zayna, ale nie chciało mi się iść na balkon po niego. Pewnie znowu palił.
- Ej chłopaki! - wszystkie twarze zwróciły się ku mnie.
- Zróbcie jakieś śniadanie i posprzątajcie tu. - odwróciłam się i weszłam do łazienki. Po chwili byłam już ogarnięta i zawinięta w ręcznik wyszłam po ubranie. Muszę przyznać, że nieźle im poszło. Wszystko posprzątali i teraz wszyscy uwijali się przy blacie i lodówce i przygotowywali coś do jedzenia. Wzięłam ubranie i znowu weszłam do łazienki. Kiedy wyszłam siedzieli uśmiechnięci na łóżku z talerzami pełnymi jedzenia. Dosiadłam się do nich i w mgnieniu oka zjedliśmy wszystko. 
- Słuchaj Sandra. Wpadliśmy na taki pomysł. Skoro spaliśmy u Ciebie to teraz się odwdzięczymy i zapraszamy do siebie, ale nie na jeden dzień, tylko na tak długo aż twoje mieszkanie będzie gotowe.
- No, ale wy naprawdę nie musicie.
- Ale chcemy! - odpowiedzieli chórkiem. Zrobiliśmy wspólnego przytulasa.
- No to pakuj się! Jedziemy do nas! - radosny Harry wstał z kanapy i zaniósł wszystkie naczynia na blat.
- Już? No skoro nalegacie to okej. Ej, Harry czy ty nie masz swojego mieszkania? - zarumieniliśmy się oboje na wspomnienie tego dnia, kiedy byłam u niego przez przypadek.
- Mam, ale mamy też wielki wspólny dom. - wszystko stało się dla mnie jasne i zabrałam się do zamykania walizek. Kiedy wszystko było gotowe zeszliśmy z chłopakami na dół. Wszystko z recepcją załatwili wcześniej, więc tylko w otoczeniu ochroniarzy wyszliśmy na dwór. Tłum fanek bardzo utrudnił nam wyjście, ale jakoś nam się udało. Chłopaki poszli do samochodu Louisa, a ja z Harrym do jego. Spakowaliśmy walizki i ruszyliśmy.
- Skoro już poznałaś ich to masz jakieś plany na sylwestra? - kiedy o tym wspomniał zupełnie się zdezorientowałam. Przez to wszystko zapomniałam o tym.
- Nie.
- No to dobrze się składa, bo urządzamy z chłopakami wielką imprezę u nas w domu. - uśmiechnął się. Jechaliśmy w ciszy przez co zamyśliłam się. Sylwester już dzisiaj. Właśnie dostałam zaproszenie od Harrego Stylesa. Wow... Impreza zapowiadała się świetnie, bo przecież była organizowana przez takie gwiazdy i na pewno będzie dużo sław. To miał być niezapomniany sylwester w towarzystwie piątki wariatów.

__________________________________________________________________________________

Nareszcie jest! :D Jest dłuższy tak jak obiecałam. Średnio mi się podoba, ale mam nadzieję że Wam tak. Następny przewiduję na czwartek. Ostatnio przybyło komentarzy i bardzo się z tego cieszę. Proszę postarajcie się dobić do 5! :)


 





czwartek, 24 stycznia 2013

Rozdział 6 "Harry" cz.2.

Niedziela; 30.12.12r;
Londyn

Zerwałam się szybko z łóżka. Głupi budzik... Pobiegłam do łazienki, bo za pół godziny miała tu być Abigail. Wzięłam szybki prysznic, który od razu mnie rozbudził, lekko się pomalowałam i ubrałam się w bordowe rurki, szare kozaki i luźny sweterek. Zostało mi jeszcze trochę czasu, więc zaczęłam przeglądać telefon. Jedna wiadomość, od Harrego.

"Możemy się dzisiaj spotkać? O 20.00 u mnie w domu. Pasuje Ci? xxx"

Chwilę się zastanawiałam, bo przecież miałam jechać kupić meble i nie byłam pewna, czy zdążę. Odpisałam szybko.

"Ok. :)"
 
Po chwili dostałam smsem jego adres.W tym momencie usłyszałam pukanie do drzwi. Do mojego hotelowego pokoju weszła Abigail.
- No to gotowa? - uśmiechnęła się.
- Jasne, chodź. Musimy się pospieszyć, bo idę do Harrego na 20.00.
- Serio? To musimy Ci jeszcze kupić jakiś ciuszek! Uuu! Randka! - wyszczerzyła się jak wariatka.
- No to musimy się pośpieszyć! - wyszłyśmy i pojechałyśmy jej samochodem do IKEI. Wyposażone w specjalne wózki ruszyłyśmy na podbój sklepu. Wrzucałyśmy wszystko co nam się podobało. Po dwóch piętrach umierałyśmy już, ale zostało jeszcze jedno. Ostatkami sił dowlokłyśmy się do kasy. Zaczęłyśmy wykładać wszystko na taśme. Rachunek trochę mnie przeraził, ale kasy mi nie brakowało, więc nie było się co martwić. Zaniosłyśmy wszystko do samochodu. Rzeczy było tak dużo, że musiałyśmy zostawić uchylony bagażnik, bo nie dało się go zamknąć. Właściwie to kupiłyśmy same akcesoria. Poszłyśmy jeszcze po hot-dogi z IKEI, które uwielbiam i ruszyłyśmy samochodem do galerii. Nie chciałam znowu wykupić całego sklepu. Tylko to co było mi potrzebne na spotkanie z Harrym. Szybko znalazłyśmy właściwy zestaw. Weszłyśmy do McDonalda, bo byłam strasznie głodna i pojechałyśmy szybko do hotelu. Wypakowałyśmy wszystkie rzeczy z IKEI, które zajęły połowę mojego malutkiego hotelowego pokoiku i wzięłam swoje torby z galerii. Dochodziła 18.30. Abigail wróciła do siebie, a ja zostałam sama. Rozpuściłam włosy, poprawiłam makijaż i ubrałam się w kupione ubrania.
 
 
Były ciepłe i wygodne. Wyszłam z hotelu i pojechałam taksówką pod jego adres, który mi wysłał. Na dworze było strasznie zimno. Podbiegłam szybko pod klatkę, bo nie chciałam zmarznąć i zauważyłam, że w środku stoi uśmiechnięty od ucha do ucha Harry.
- Hej. Myślałam, że będziemy u ciebie w domu. - uśmiechnęłam się.
- Niespodzianka! Chodź, pojedziemy moim samochodem. - wsiedliśmy do jego samochodu. Siedzieliśmy w milczeniu i trochę dziwnie się czułam. Podjechaliśmy pod kino. Harry wysiadł pierwszy i otworzył mi drzwi. Weszliśmy do środka i od razu skierowaliśmy się w stronę przekąsek. Wzięłam popcorn i colę, a Harry nachosy.
- Na co idziemy?
- Zobaczysz! - poprowadził mnie w stronę sali kinowej. Podał dwa bilety kasjerce, po czym weszliśmy do środka. Na sali siedziało już sporo ludzi. Zajęliśmy nasze miejsca. Atmosfera była sztywna. Z nerwów zaczęłam podjadać popcorn. Włączyli reklamy. Zgasły światła. Po chwili rozpoczął się film. Myślałam, że pójdziemy na komedię romantyczną albo coś w tym stylu, ale jak widać on wolał pójść na horror. Już od samego początku zaczęły się straszne dźwięki. Chciałam ztamtąd jak najszybciej wyjść, ale nie mogłam. Mógł mi powiedzieć, albo chociaż zapytać się czy lubię horrory. Nienawidzę! Zawsze się strasznie boję, a potem przez kilka dni nie mogę po nich spać. Kiedy działo się coś strasznego zamykałam oczy i kuliłam się na moim krześle, bo nie chciałam, żeby te widoki zapisały mi się w pamięci. Kiedy nagle pojawił się jakiś zombie aż krzyknęłam. Harry spojrzał na mnie chyba pierwszy raz odkąd zaczął się film i szepnął do mnie.
- Boisz się?
- T tak. Nie lubię horrorów. - objął mnie ręką tak, że położyłam głowę na jego ramieniu. Nie wiem czemu, ale poczułam się bezpieczna i już mniej się bałam. Zamknęłam oczy.
 
- Sandra, ej! Sandra! - ktoś cicho do mnie mówił i lekko trząsł moim ramieniem.
- Już... Jeszcze pięć minut. - ułożyłam się wygodnie.
- Aleeee, film się skończył. Musimy wyjść! - powiedział już głośniej i dzięki temu rozpoznałam, że to głos Harrego. Powoli otworzyłam oczy. Leżałam na jego kolanach w pustej sali kinowej, a obok nas stał ochroniarz z założonymi rękami. Nerwowo tupał nogą.
- Możecie już wyjść? - burknął.
- Taaak, tak. Już idziemy. - wstałam i ponagliłam Harrego ruchem ręki. Wyszliśmy w pośpiechu, a za nami kroczył wkurzony ochroniarz. Kiedy znaleźliśmy  się na zewnątrz usłyszałam wrzask.
- Aaaaaaaaaaa!!! TO HARRY!!! - ku nam biegła grupa kilkudziesięciu dziewczyn. Przerażona złapałam go za rękę.
- BIEGNIEMY! - krzyknął i zaczął biec w stronę parkingu. Nie mogłam za nim nadąrzyć. Zauważył to i zarzucił sobie mnie na plecy. Złapałam się go kurczowo i objęłam nogami. Dziewczyny nadal krzyczały i biegły coraz szybciej. Harry dosłownie wrzucił mnie do samochodu i wsiadł za mną. Odpalił i z piskiem opon wycofał. Dodał gazu, a ja wcisnęłam się w siedzenie. Dziewczyny nie poddawały się i nadal nas goniły. Coraz bardziej oddalały się i zaczęły nam znikać z oczu. Harry nerwowo oglądał się za siebie. Kiedy zostały za zakrętem odetchnął z ulgą i spojrzał na mnie.
- Przepraszam Cię za nie. - miał bardzo zawziętą minę i zapatrzył się przed siebie.
- Czemu one Cię goniły?
- Nie wiem...
- Nie rób ze mnie idiotki i gadaj! Żadne dziewczyny nie gonią facetów bez powodu, a przynajmniej nie kilkadziesiąt! - wkurzyłam się i posłałam mu jedno ze swoich złowieszczych spojrzeń.
- Nie ważne. - powiedział chłodno.
- Zawiozę Cię do hotelu. - dodał i szybko odwiózł mnie.
- Pa. - rzuciłam tylko i wysiadłam zatrzaskując za sobą drzwi. Pobiegłam do mojego pokoju, usiadłam na łóżku i oparłam głowę na rękach. Szybko chwyciłam laptopa i wpisałam w google grafika"Harry" zaraz pod "Potter" wyświetliło się "Styles". Kliknęłam i ukazały mi się miliony JEGO zdjęć.
 
 
 Siedziałam na internecie kilka godzin i z każdą następną informacją nie mogłam uwierzyć w to co czytam. Zamknęłam z hukiem klapkę laptopa i położyłam się na łóżku. Wogule to jak to możliwe, że byłam na randce z członkiem najpopularniejszego boysbandu??? Jak mógł mi nie powiedzieć??? Jak ja wogule mogłam o tym nie wiedzieć??? Musiałam z nim pogadać. Wzięłam telefon i wybrałam jego numer. Po pierwszym sygnale usłyszałam ten charakterystyczny zachrypnięty głos.
 
__________________________________________________________________________________
 
Znowu wyszedł krótki... Ale mam nadzieję, że Wam to nie przeszkadza. Dziękuję za wszystkie komentarze, bo więcej się ich pojawiło! :D Nadal jednak proszę o więcej! Postaram się dodać następny rozdział o wiele dłuższy, a komentarze sprawią że będzie szybciej! ;)
 
 

wtorek, 22 stycznia 2013

Rozdział 6 "Harry" cz.1.

Sobota; 29.12.12r;
Londyn

Przeciągnęłam się leniwie i usiadłam na łóżku. Otworzyłam szeroko oczy ze zdumienia. Gdzie ja jestem??? Jakiś dziwny pokój, którego nie znałam. Dopiero wtedy poczułam jak strasznie boli mnie twarz i głowa. Wstałam, ale zatoczyłam się i padłam z powrotem na łóżko. Przeklnęłam pod nosem i podjęłam drugą próbę wstania. Udało mi się. Głowa nie dawała mi spokoju. Nie miałam zamiaru zostać tam ani chwili dłużej. Otworzyłam okno i wciągnęłam świeże powietrze. Musiałam się jakoś wydostać, a jedyną drogą ucieczki było to okno. Spojrzałam niechętnie w dół. No oko to znajdowałam się gdzieś na 10 piętrze. Na szczęście pod oknem znajdował się balkon wychodzący z innego mieszkania. Dzieliło mnie od niego około 2 metry. Bałam się, cholernie się bałam, ale chyba wolałam zaryzykować niż zmierzyć się z właścicielem tego mieszkania. Wystawiłam więc nogi i powoli zaczęłam się opuszczać w dół. Zawisłam trzymając się rękami parapetu. Od balkonu dzieliła mnie już niewielka odległość. Ściskało mnie w brzuchu, bo wiedziałam, że jeden zły ruch i potem będą mnie zeskrobywać z jezdni na dole. Wzięłam głęboki wdech i już miałam się puścić kiedy usłyszałam krzyk.
- BOŻE! CO TY ROBISZ! CHCESZ SIĘ ZABIĆ? - na balkon wyszedł chłopak. Około 18 lat, loczki, zielone oczy. Był w samych bokserkach i przyglądał mi się przerażonymi oczyma.
- Nie! Pomóż mi ztąd skoczyć na twój balkon to wszystko Ci opowiem. Tylko szybko! Spadnę zaraz! - krzyknęłam do niego, bo chciałam jak najszybciej dotknąć ziemi i stanąć na czymś. Wiszenie z dziesiątego piętra trzymając się parapetu nie było komfortową sytuacją.
- Puść się! Złapę cię! - krzyknął wystawiając ręce. Zaufałam mu i puściłam się. Już po chwili znalazłam się w ciepłych ramionach chłopaka. Cała się trzęsłam ze strachu.
- Już po wszystkim. - uśmiechnął się ciepło ukazując proste zęby. W jego policzkach pojawiły się urocze dołeczki. Stanęłam na swoich nogach i przypatrzałam mu się bliżej. Zarumienił się. Dopiero wtedy zpostrzegłam, że mam na sobie tylko bieliznę. Też się zarumieniłam. To była dziwna sytuacja. On w bokserkach, ja w bieliźnie.
- Choć, wejdź do środka. - weszłam do domu i usiadłam na krześle.
- Chcesz herbatę? - zapytał się mnie przygotowując w tym samym czasie naleśniki, które pewnie smażył zanim mu przeszkodziłam.
- Możesz mi zrobić. Skąd wiedziałeś, że tam byłam?
- Wystawały Ci nogi. Widziałem je przez okno. - powiedział nie kryjąc rozbawienia. Cała ta sytuacja była dziwna i zabawna. Roześmialiśmy się. Ustawił dwa talerze z naleśnikami i harbatę, po czym usiadł.



- Skąd się wzięłaś w tamtym mieszkaniu?
- Właściwie to nie wiem. Nic nie pamiętam  z wczorajszego wieczoru. Przyjechałam tu niedawno z Polski i poznałam taką dziewczynę. Chyba piłyśmy... Ale nie wiem... - zarumieniłam się, bo dziwnie się  czułam z tym, że nie wiem co się wczoraj działo.
- I pewnie nie wiesz też co Ci się stało w twarz? - popatrzył na mnie zatroskany.
-No... Też nie wiem. Ale nie jest tak źle? Mogę się pokazać publicznie?
- No jasne! Śliczna jesteś... - jakoś tak dziwnie się poczułam, a chłopak zapłonął rumieńcem.
- Będziesz tu mieszkała?
- Tak, kupiłam mieszkanie.
- Fajnie,  jestem Harry! - uśmiechnął się.
- A ja Sandra. - odwzajemniłam uśmiech.
- Opowiedz mi coś o sobie.
- No to trochę to potrwa, ale skoro nalegasz! - zaczęłam swoją opowieść co jakiś czas podjadając naleśniki. Harry słuchał w skupieniu. Kiedy skończyliśmy jeść. Dał mi spodnie, koszulkę i białe conversy. Ubrałam się. Powiedział, że zawiezie mnie do domu. Odwiózł mnie pod hotel. Podziękowałam i ruszyłam do swojego pokoju. Rzuciłam się na łóżko usiłując sobie przypomnieć cokolwiek z wczorajszego wieczoru. Nie miałam nawet telefonu, bo został w mieszkaniu Abigail. Wpadłam na pomysł. Szybko zrzuciłam z siebie ubranie Harrego. Wypadła z niego karteczka. Na niej był napisany jakiś numer, a z tyłu "Call me maybe, Harry xx". Uśmiechnąłam się i odłożyłam ją na szafkę nocną. Ubrałam się i pomalowałam delikatnie. Zarzuciłam tylko na siebie płaszcz, bo mimo, że było zimno to nie miałam czasu się cieplej ubrać. Pojechałam taksówką do bloku, w którym mieszkała. Wbiegłam szybko po schodach i pociągnęłam za klamkę. Drzwi otworzyły się. Weszłam do środka.
- Moment! Zaraz przyjdę! - usłyszałam jej głos. Po jakimś czasie wyszła z sypialni.
- O! To ty... JEZU? CO CI SIĘ STAŁO?
- Nie wiem, jak się obudziłam to taką miałam.
Pamiętasz coś z wczoraj? - zapytała się mnie wchodząc do kuchni.
- Nie... Po to tu przyszłam. Myślałam, że ty coś pamiętasz. Gdzie się obudziłaś?
- Na dole, tam na chodniku... - zawstydziła się, a ja roześmiałam się serdecznie.
- A ja w jakimś mieszkaniu. Wogule to to jest niezła historia!
- Zamieniam się w słuch! - usiadłyśmy na kanapie i opowiedziałam jej całą przygodę z Harry. Śmiała się i powiedziała żebym jak najszybciej zadzwoniła do niego. Nie miałam jak, bo karteczkę z numerem zostawiłam w domu. Dała mi moje rzeczy, które wczoraj u niej zostawiłam. Zorientowałyśmy się, że jest już pora obiadu i postanowiłyśmy pójść na miasto coś zjeść. Weszłyśmy do jakiejś restauracji. Po skończonym obiedzie znowu poszłyśmy się przejść. Tak jak poprzedniego dnia spotkałyśmy facetów, którzy tańczyli. Znowu dałyśmy występ i ruszyłyśmy dalej. Zaczęło się ściemniać.
- Chodźmy do mnie. - zaproponowała.
- Nieee. No wiesz muszę odpocząć po wczorajszym. - chyba zrozumiała, bo poszłyśmy tylko do jej domu po moje rzeczy i pożegnała mnie. Wróciłam do hotelu. Postanowiłam się odświerzyć. Umyta i piżamie położyłam się na łóżku z laptopem. Twarz strasznie mi spuchła i bolała, więc położyłam sobie na niej lód, który wyciągnęłam z małej, hotelowej lodóweczki. Trochę niewygodnie mi się leżało, ale przynajmniej przestała mnie boleć cała głowa. Weszłam na twittera. Dałam kilka tweetów i umówiłam się z Abigail na jutro, że pojedziemy gdzieś kupić mi meble do domu. Siedziałam do późna, aż zaczęły mnie boleć oczy. Pozamykałam wszystko i już chciałam zgasić lampkę, kiedy zobaczyłam karteczkę od Harrego. Pzez chwilę się wachałam, ale w końcu zadzwoniłam pod wskazany numer.
- Halo? - usłyszałam zachrypnięty głos.
- Hej, tu Sandra. Znalazłam karteczkę z numerem.
- A! Już myślałem, że jej nie znajdziesz. Co tam? - tak zaczęła się nasza kilkugodzinna rozmowa. Gdzieś o 3.00 Zauważył, że strasznie ziewam i powiedział żebym poszła spać. Rozłączył się. Po chwili przyszedł sms.

"Dobranoc. Słodkich snów! xxx"

Nie spodziewałam się tego, ale tylko uśmiechnęłam się do siebie. Bardzo go polubiłam. Długo o nim myślałam aż zasnęłam z uśmiechem na mojej opuchniętej twarzy.

__________________________________________________________________________________

Nareszcie pojawił się ktoś z One Direction! :D Cieszycie się? Drugą część rozdziału postaram się dodać w czwartek. Mam nadzieję, że się podoba. Bardzo proszę o komentarze, bo mało ich jest, a bardzo motywują.



sobota, 19 stycznia 2013

Rozdział 5 "Londyn"

Czwartek; 27.12.12r;
Londyn

Poczułam jak samolot ląduje. Zatkały mi się uszy, jak zawsze podczas lądowanie i startowania. Wysiadłam i poszłam po swoje bagaże. Wyszłam z lotniska i z kilkoma torbami zapatrzyłam się w moje nowe miasto.

 
Nie było za dużo widać, ale i tak uśmiechnęłam się do siebie. Nie wiedziałam jeszcze wtedy, że w tym mieście stanie się tyle ważnych rzeczy. Pojechałam czarną taksówką do hotelu. Nie mogłam do mojego domu, bo nie było tam żadnych mebli. Wyczerpana podróżą rzuciłam się na wygodne, hotelowe łóżko i odpłynęłam w krainę snów.
 
Rano wyszykowałam się i ruszyłam na miasto. Podziwiałam wszystkie zabytki i zapoznawałam się z okolicą. W końcu odważyłam się pojechać do mojego nowego domku, a właściwie mieszkania. Przekręciłam klucz i weszłam do środka. Było całkowicie puste. Zrobiłam kilka kroków i poczułam takie niesamowite uczucie. Właściwie nie da się go określić. Po prostu zdałam sobie sprawę, że jest to moje miejsce na Ziemi. Mój malutki kawałek świata. Roześmiałam się i ze łzami w oczach wbiegłam głębiej do środka. Włączyłam z telefonu Adele [LINK] i zaczęłam tańczyć. Nie balet, po prostu moją własną mieszankę wszystkich technik. Piosenka dobiegła końca, a ja usiadłam na podłodze uśmiechnięta od ucha do ucha.
- Wow! - rozległ się głos.
- Boże! Kto to? - podskoczyłam cała i podniosłam się szukając wzrokiem osoby, która to powiedziała.
- What? - przypomniałam sobie, że jestem w Anglii i odpowiedziałam jej już po angielsku.
- Gdzie jesteś?
- Tu! - znowu podskoczyłam, bo głos odezwał się tuż za moimi plecami.
- Nie rób tak! - wrzasnęłam na nią i odwróciłam się w jej stronę.
- Sorry, jestem Abigail Stevens. - uśmiechnęła się i podała mi rękę.
- Co tu robisz? - zapytałam się jej.
- Szłam schodami na górę do swojego mieszkania i zobaczyłam, że tańczysz. Nie mogłam oderwać od ciebie wzroku i zatrzymałam się na dłużej, aż w końcu weszłam do środka. Przykro mi...
- Nie, nic się nie stało. Ja jestem Sandra Kruger. - też się uśmiechnęłam.
- Przeprowadziłaś się tu? - zapytała się mnie.
- Tak, wczoraj przyleciałam z Polski, muszę wykończyć mieszkanie i będę tu mieszkała.
- To super! Mieszkam piętro wyżej.
- Chcesz pójść na kawę?
- Jasne. - poszłyśmy  do pobliskiej kawiarni. Zauważyłam, że jest bardzo ładna. Blond włosy, niebieskie oczy i zgrabna sylwetka. Ogarnęła mnie zazdrość... Była taka idealna. Zamówiłyśmy sobie po koktajlu i lodach.
- Gdzie nauczyłaś się tak tańczyć? - zapytała się mnie, a w jej oczach widziałam podziw dla mnie.
- W Polsce chodziłam na balet. - odpowiedziałam niechętnie.
- Ale to co tańczyłaś to nie był balet! Głupia nie jestem! - uśmiechnęła się ukazują rząd śnieżno białych zębów.
- Słuchaj, to moje prywatne sprawy. Może Ci kiedyś opowiem. - nastała niezręczna cisza. Upiłam przez słomkę łyk koktajlu. Nagle tuż za naszym oknem przebiegł chłopak, a za nim tłum dziewczyn krzyczących i biegnących co sił w nogach za nim.
- Jezu! Kto to? - zapytałam się jej, bo nie przywykłam do takich widoków.
- Nie wiem. Pewnie ktoś sławny, jakaś gwiazdeczka. - powiedziała wzruszając ramionami.
- Często tak jest?
- To jest Londyn! Wiele sław tu mieszka, ale większość to tacy idole nastolatek. Za 2 lata nikt o nich nie będzie pamiętał. Nic ciekawego. - odpowiedziała z obojętnością. Znowu nie wiedziałam co powiedzieć. Skończyłam w pośpiechu swoje lody i napój po czym powiedziałam.
- Choć, pójdziemy razem na zakupy? - uśmiechnęłam się, bo miałam na nie ochotę. Dawno nie byłam na takim babskim wypadzie do miasta. Chodziłyśmy od sklepu do sklepu. Kupiłam bardzo dużo rzeczy. Obładowane torbami szłyśmy ulicami Londynu. Śmiałyśmy się i żartowałyśmy. Zobaczyłam, że niedaleko nas kilku facetów coś tańczy, a wkoło nich stoi grupka ludzi. Przystanęłyśmy i wpatrywałyśmy się w ich taniec. Odłożyłam torby i zaczęłam tańczyć razem z nimi. Ludzie klaskali w rytm muzyki. Nagle Abigail dołączyła do mnie. Jej zwinne ruchy i bardzo duże zakresy były niesamowite. Utwór dobiegł końca, a my złapaliśmy się za ręce i ukłoniliśmy się. Podziękowałam chłopakom za taniec.
- Ej, nie mówiłaś, że tańczysz!
- E tam... To nie ważne. Niczym nie dorównuję tobie. - odpowiedziała.
- Ale to było fantastyczne! Naprawdę super! - byłam naprawdę pełna podziwu.
- Dzięki. - uśmiechnęła się i ruszyła dalej. Doszłyśmy do mojego i jej bloku.
- Wiesz, ja jeszcze tu nie mieszkam. Muszę iść do hotelu.
- No co ty! Choć do mnie! - właściwie to nie chciało mi się wracać do hotelu i być samej w pokoju. Poszłyśmy więc do jej mieszkania.
 
Oprowadziła mnie po wszystkich pomieszczeniach. Wpadłyśmy do kuchni i zabrałyśmy się do
gotowania. Chichotałyśmy jak wariatki. Upiekłyśmy muffinki i rzuciłyśmy się na kanapę.
 
 
Włączyłyśmy jakąś komedię i po kilku minutach wyłyśmy ze śmiechu. Tarzałam się po podłodze, a Abigail skakała po kanapie. Włączyła radio i zaczęłyśmy skakać i wyć. Otworzyłyśmy balkon i darłyśmy się na całe gardło. Chciałyśmy, żeby cały Londuyn nas usłyszał i miałam w dupie co o mnie pomyślą inni. Po prostu nieźle mi odwalało i chciałam się dobrze bawić.
- Zaraz wracam! - krzyknęła i poszła na chwilę do domu. Za chwilę wróciła z kilkoma butelkami piwa. Otworzyłyśmy i wypiłyśmy wszystko duszkiem. Znowu wyłyśmy ze śmiechu. Butelka za butelką. Zataczałyśmy się i darłyśmy.
- Zapalisz?
- Jasne! Dawaj! - wzięłam papierosa i zaczęłam się zaciągać. Krztusiłam się, ale i tak to robiłam. Teraz szła paczka za paczką. Biegałam po całym mieszkaniu pijana i zadowolona. Wychylałyśmy przez okno. Nagle zaczęłam spadać. Nie wiem gdzie, ale to było fajne uczucie. Ktoś na mnie spadł. To chyba była Abigail. Biegłam przed siebie nadal wyjąc. Ktoś zaczepił mnie od tyłu i uszczypnął w pupę. Złapałam tego kogoś w pasie i zaczęłam całować. Nie panowałam nad sobą. Świetnie całował. Kiedy skończyłam znowu pobiegłam dalej. Krzyczałam. Wbiegłam do jakiegoś pomieszczenia i usiadłam na czymś. Ktoś pocałował mnie, ale tym razem walnęłam go w twarz z pięści. On chyba zrobił to samo, ale pewna nie jestem, bo wtedy urwał mi się film... 
 
__________________________________________________________________________________
 
Trochę krótki wyszedł, ale mam nadzieję, że się podoba. :) Jeżeli to czytasz to proszę skomentuj. To dla mnie bardzo ważne.

czwartek, 17 stycznia 2013

Rozdział 4 "Powrót do przeszłości"

Poniedziałek; 24.12.12r.
Warszawa

Obudziłam się w ramionach Marcina. Spał smacznie. Na dworze nie padał już śnieg i było jasno. Lekko go szturchnęłam. Otworzył oczy i patrzył się na mnie. Nie wiedziałam co mam robić. Czułam jak się rumienię.
- Śliczna jesteś jak się wstydzisz! - powiedział do mnie z uczuciem. Poczerwieniałam jeszcze bardziej. Zauważył, że chcę wstać i podniósł się. Otworzyłam drzwi i wyszłam na świeże powietrze. Śnieg sięgał mi do kolan, ale nie było mi zimno, bo buty i ubranie Marcina było bardzo ciepłe. Zrobiłam kilka kroków i zapatrzyłam się przed siebie.

 
- Pięknie tu, prawda? - usłyszałam za sobą zachrypnięty głos chłopaka. Odwróciłam się i spojrzałam w jego pełne uczucia oczy. Zbliżył się do mnie tak bardzo, że nasze nosy dzieliło od siebie kilka centymetrów. Nawet nie wiem kiedy przykleiliśmy się do siebie. Przylegał do mnie całym ciałem. Nasze języki tańczyły dziki taniec. Oderwałam się od niego i zatonęłam na chwilę w tych jego niesamowitych oczach. Znowu przywarliśmy do siebie na dłuższy czas.
- Wspaniała jesteś. - szepnął mi do ucha. Czułam się wtedy taka szczęśliwa. Trzymając się za ręce ruszyliśmy przed siebie. Nie wiedzieliśmy gdzie idziemy, po prostu przed siebie. Poczułam się tak jak kiedyś dawno kiedy miałam chłopaka. Kilka łez słynęło mi po twarzy i roześmiałam się. Byłam taka szczęśliwa. Jak kiedyś...
 
Doszliśmy do stacji benzynowej i od razu poprosiliśmy o pomoc. Kilku mężczyzn poszło z nami i pomogło nam wyciągnąć samochód. Musieli go naprawić i trochę to trwało, ale podziękowaliśmy i ruszyliśmy w dalszą drogę. Zapomniałam już po co i gdzie jedziemy. Co jakiś czas na czerwonych światłach całowaliśmy się. Zaczęło się ściemniać. Nagle stanęliśmy. Zdziwiona wyjrzałam przez okna i od razu tego pożałowałam. Moim oczom ukazał się mój dom. Nie był to dla mnie wesoły widok, bo nienawidziłam tego miejsca.
 

 
 
Przestraszyłam się, bo wszystkie światła się świeciły. To musiało oznaczać, że rodzice są w domu. Zresztą to normalne, że są w środku, bo jest wieczór i jest Wigilia. Przez to, że spadliśmy samochodem w rów byliśmy na miejscu dzień później. Właściwie to nie wiem po co to przyjechaliśmy. Powinniśmy zawrócić i przyjechać wtedy kiedy nie będzie ich w domu. Niestety było już  za późno. Nie było odwrotu i musiałam się zmierzyć z rodzicami... w wieczór wigilijny... Marcin zauważył, że jestem przerażona myślą o tym i przytulił mnie.
- Nie martw. Mogę pójść z tobą jak chcesz. Z resztą i tak kiedyś będziesz musiała się z nimi spotkać, to lepiej mieć to za sobą. Prawda kotku? - powiedział to z taką czułością.
- No tak to choć. Idź... - w tym momencie z domu wybiegł tata i z hukiem zatrzasnął drzwi. Wsiadł do samochodu i z piskiem opon odjechał. Po chwili wszystkie światła zgasły. Miałam w domu taki system, że światła same się gaszą po naciśnięciu guzika, który mój tata pewnie nacisnął. A więc droga była wolna. Wzięłam kilka głębokich oddechów i wyszłam z samochodu.
- Zostań! Muszę to zrobić sama. - powiedziałam zamykając drzwi. Ruszyłam w stronę domu. Przeszłam go naokoło, bo wiem, że rodzicie nigdy nie zamykają tylnych drzwi. Weszłam do środka i poczułam ten charakterystyczny zapach wanilii. Moja mama uwielbia go i zawsze w domu pachnie wanilią. Wspomnienia... Szybko się opamiętałam i wbiegłam na palcach na górę. Weszłam do mojego pokoju i zabrałam się do pakowania rzeczy. Wrzucałam dosłownie wszystko. Najpierw do walizek, ale miałam tylko 3 i resztę rzeczy zaczęłam upychać do toreb.
- Córciu! - aż podskoczyłam i z bijącym sercem odwróciłam się. Za mną stała moja mama... Cała zapłakana z rozmazanym tuszem w jakiejś koszuli. Wstała i przytuliłam ją. Obydwie szlochałyśmy sobie w ramiona. Było mi to bardzo potrzebne. Nie wiem ile tak się tuliłyśmy.
- Mamo, zostanę jeszcze trochę tylko obiecaj, że nie powiesz tacie. - powiedziałam z powagą. O nic nie pytała tylko pokiwała głową. Widziałam po niej, że chce się mną nacieszyć i wycisnąć z tej chwili jak najwięcej. Poddała się i wiedziała, że już nie wrócę, ale nadal mnie kocha...
 
Wypiłyśmy herbatę, porozmawiałyśmy. Potem pomogła mi znieść torby. Pożegnanie było bolesne i pełne łez, ale jak widać takie musiało być. Zaniosłam wszystko pod samochód i ostatni raz spojrzałam na moją rodzicielkę. Zamknęła drzwi. Marcin wyszedł z samochodu i o nic nie pytał tylko po prostu pocałował mnie. Spakowaliśmy wszystko do bagażnika i ruszyliśmy w drogę powrotną.
 
 
*2 dni później*
Siedziałam już w samolocie od 2 godzin i rozmyślałam. Leciałam do Londynu bez nikogo i bez żadnych planów. Sama pytałam siebie po co to robię? Było już za późno, żeby wszystko odwołać. Mama wiedziała, mieszkanie już miałam kupione, no i Marcin wiedział... Zatrzymałam się moimi myślami na nim. Właściwie to ostatnie dni z nim spędzone były dziwne... Bardzo dziwne...
 
 
*wydarzenie od wieczoru 24 do 26 grudnia*
Wróciliśmy z Marcinem do jego domu i od progu zaczęliśmy się całować. Była już 23.00. Wbiegliśmy do jego pokoju i rzuciliśmy się na łóżko. Nie przestając mnie całować zaczął mnie rozbierać. Oderwałam się od niego, bo mimo wszystko nie byłam pewna czy tego chce. Spojrzał na mnie zdziwiony. Usiadłam spokojnie na łóżku.
- Słuchaj, ja chyba nie chcę... - chciałam jeszcze coś powiedzieć, ale on po prostu wyszedł z domu. Nie wiedziałam co ze sobą zrobić. To było dziwne zachowanie z jego strony. Zawsze był taki miły, a teraz po prostu wyszedł zostawiając mnie w jego domu samą w Wigilijną noc. Położyłam się na łóżku i po chwili zasnęłam.
 
Cała rozczochrana wyszłam z jego sypialni i zeszłam na dół. Nikogo nie było w domu. Zrobiłam sobie śniadanie, wszystko posprzątałam i postanowiłam pójść na zakupy. Martwiłam się o niego, ale nic nie mogłam zrobić... Nie wziął telefonu. Kupiłam sobie kilka rzeczy, zjadłam obiad na mieście i wróciłam do domu. Znowu nikogo nie było. Rzuciłam się na kanapę i przez jakiś kilka godzin oglądałam telewizję. Do domu wszedł Marcin. Popatrzał na mnie i pobiegł na górę. Bez zastanowienia ruszyłam za nim. Niestety był pierwszy. Z trzaskiem zamknął drzwi i przekręcił kluczyk. Waliłam w nie i krzyczałam, ale nie otwierał. Zrezygnowana po jakimś czasie wróciłam na dół i położyłam się spać na kanapie.
 
Następnego dnia od samego rana pakowałam się do walizek. Tym razem chciałam sobie wszystko dokładnie poukładać, a nie wrzucić i włożyć gdzie popadnie. Nie trudno się domyślić, że Marcina znowu nie było. Pewnie wyszedł jak spałam. Bardzo niepokoiło mnie jego zachowanie, ale nawet nie miałam możliwości normalnie z nim porozmawiać. Kiedy skończyłam już robić wszystkie rzeczy związane z moim wyjazdem ustawiłam wszystkie torby i walizki i zamówiłam pizze. Nie miałam czasu nic ugotować. Szybko zjadłam i już miałam wyjść, żeby zdąrzyć na samolot, kiedy przypomniałam sobie o nim. Wzięłam pierwszą lepszą karteczkę i napisałam.
 
Nie wiem czemu Cię nie ma, ale muszę już jechać. Wiesz gdzie mnie szukać. Mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy. Całuję, Sandra. xxx
 
Nie rozpłakałam się, chociaż jego nieobecność bardzo mnie bolała i to, że Boże Narodzenie spędziłam sama, ale nie miałam czasu na użalanie się nad sobą. Wzięłam w pośpiechu torby i pobiegłam do taksówki. Zawiozła mnie na lotnisko gdzie po wszystkich odprawach czekałam ze swoją torbą podręczną na samolot. Wyjęłam telefon i przeglądałam internet. Nudziło mi się strasznie.
- Sandra! Poczekaj! - odwróciłam szybko głowę i zobaczyłam Marcina biegnącego w moją stronę. Objął mnie i cmoknął w policzek. Dziwnie pachniał, jakoś tak inaczej. Nie podobało mi się to.
- Słuchaj, bardzo Cię przepraszam. Głupio mi. Wiem, że musisz już jechać, ale zawsze możesz zostać ze mną! - powiedział na jednym tchu.
- Nie... Wiesz dlaczego jadę i nie wiem co Ci odbiło. Dziwnie się zachowujesz i wogule to kurde gdzie ty byłeś! Zostawiłeś mnie samą w święta i teraz nagle się pojawiasz i chcesz żebym została z tobą! Weź się zastanów co ty wogule robisz! - chciał mi przerwać, ale nie pozwoliłam mu.
- Nie wiem dlaczego sobie wtedy poszedłeś i czemu zamknąłeś się w pokoju. Martwiłam się o ciebie, ale ty miałeś mnie w dupie! Myślałam, że coś z tego będzie, ale jak widać tobie nie zależy! - krzyczałam na niego wyrzucając z siebie całą złość do niego.
- Pasażerowie podróżujący do Londynu proszeni są o przejście na pokład samolotu. - usłyszałam i pobiegłam we właściwym kierunku. Marcin złapał mnie za rękę i krzyknął.
- Sandra! Ja nie chciałem! Wszystko Ci wutłumaczę! Proszę zostań!
- Chyba Cię pogięło! Nie masz mi co tłumaczyć! Zostaw mnie w spokoju, muszę iść! - usiłowałam mu się wyrwać. Puścił mnie i krzyknął jeszcze.
- Skoro tak, to nigdy więcej mnie nie zobaczysz... - odwróciłam się i to nie była dobra decyzja. Jego mina i twarz będą mnie prześladowały do końca życia. Ruszyłam do wejścia na pokład samolotu.
 
I teraz jestem tu - w samolocie do Londynu. Zastanawiam się nad tym co się zdarzyło. Założyłam słuchawki i wsłuchałam się w głos Birdy. [LINK]
 
__________________________________________________________________________________
 
Mam nadzieję, że się podoba. Jak myślicie, jak potoczą się losy Sandry w Londynie? O co chodzi z Marcinem? Na te pytania poznacie odpowiedzi tylko czytając mojego bloga, a więc jeśli to czytasz i będziesz czytał dalej to skomentuj i dodaj się do obserwujących! :)

wtorek, 15 stycznia 2013

Rozdział 3 "Szczęście w nieszczęściu"

Niedziela; 23.12.12r;
Warszawa

Obudziły mnie promienie słońca wpadające do salonu przez odsunięte okna. Rozejrzałam się zdezorientowana po pokoju. Po chwili przypomniałam sobie gdzie jestem. Marcina nigdzie nie widziałam. Postanowiłam rozejrzeć się po mieszkaniu. Właściwie to po za salonem i przedpokojem to nie widziałam nic więcej. Wstałam i z kanapy i ruszyłam przed siebie. Weszłam do pierwszego lepszego pokoju, który okazał się mini siłownią. Bieżnia, kilka ciężarków i telewizor, nic więcej. Poszłam do drugiego pokoju, ale okazało się, że nie ma w nim nic po za schodami. Zdziwiło mnie to trochę, bo w końcu byłam w bloku, ale jak widać mieszkanie było dwupiętrowe. Wbiegłam po schodach i weszłam do kolejnego pokoju. Wielki regał z książkami na całą ścianę, dwa fotele i mały stoliczek. Podłoga była wyłożona puchatą wykładziną, która ogrzała moje bose stopy. Na podłodze leżały słuchawki z podłączoną mp4. Włożyłam je i włączyłam pierwszy utwór. Nie znałam go. W słuchawkach poszłam dalej. Najpierw weszłam do garderoby, potem do jakiegoś pustego pokoju, a na koniec do jego pokoju. Ładny, nowoczesny z dużym, dwuosobowym łóżkiem. Bardzo dużo płyt i wielka wieża. Duże biurko i bardzo dużo różnych ołówków i kredek. Podeszłam bliżej i zobaczyłam, że na biurku leży rysunek.



Usiadłam na krześle przy biurku i zsunęłam słuchawki na szyje. Przyjrzałam mu się dokładnie. Bardzo ładny i precyzyjny. Nie wiedziałam, że Marcin rysuje i to jak! W sumie to skąd miałam wiedzieć. Znałam go dopiero jeden dzień. Niestety wpomnienia odrzyły i coś mnie natchnęło. To był jakby impuls. Chwyciłam ołówek, odwróciłam kartę na drugą stronę i napisałam:

Życie baletnicy jest powtarzaniem. Ciągłym powtarzaniem. Przez kilkanaście lat ćwiczysz to samo ćwiczenie tylko po to, żeby dać jeden występ i pokazać ludziom swoje umiejętności. To nie ma sensu... Emocje spowodowane moim znudzeniem i niechęciom do tych ćwiczeń rosły i rosły jak wielki balon aż w końcu pękły od nadmiaru negatywnych emcji. Wybuchłam i postanowiłam zakończyć to raz na zawsze. Niestety po tym wszystkim zostaje ślad. Rana w mojej psychice. Nawet kiedy się zagoi zostaje blizna, której nie da się usunąć. To zostaje na zawsze i nieodwracalnie. Nie da się wymazać tych bolesnych wspomnień i lat, które spędziłam na robieniu czegoś czego nienawidze. To tak jakby zostały one zaznaczone w mojej pamięci niezmywalnym mazakiem. Choćbym przez lata tarła w nie gumką i tak nie znikną. Zostaną, a wraz z nimi smutek i wieczna pamięć o zmarnowanej części mojego życia.

Pojedyncza łza spłynęła po mojej twarzy i spadła na podłogę. Nie wiem po co to napisałam, ale uświadomiłam sobie właśnie wtedy bardzo ważną rzecz. Założyłam słuchawki i włączyłam coś ostrzejrzego. Podgłośniłam, bo nie chciałam się rozpłakać. Ruszyłam w dalszą wędrówkę po mieszkaniu Marcina. Przymknęłam oczy, żeby wczuć się w muzykę i weszłam do ostatniego pokoju. Otworzyłam oczy i zdąrzyłam tylko krzyknąć:
- O BOŻE! - zatrzasnęłam drzwi i jak najszybciej zbiegłam na dół. Myślałam, że się spalę ze wstydu. Znałam go tak krótko, a już widziałam go nago... Wlazłam mu do łazienki jak ostatni cham kiedy się mył. Odłożyłam słuchawki na stolik w salonie i postanowiłam mu to jakoś wynagrodzić. Poszłam do kuchni i zabrałam się do robienia "śniadania na zgodę". Zaczęłam przygotowywać moje popisowe danie - omlety na słodko. Beznadziejna ze mnie kucharka, ale omlety robię pyszne. Po jakimś czasie w domu zaczął się unosić smakowity zapach. Nakryłam stół, zrobiłam herbatę i właśnie wtedy przyszedł Marcin. Przerwałam smażenie i popatrzałam  na niego przepraszającym wzrokiem.
- Naprawdę bardzo cię przepraszam! Chodziłam sobie po domu w twoich słuchawkach i nic nie słyszałam.
- Nie no, nic się nie stało. - uśmiechnął się krzywo z rumieńcem.
- Właśnie, że się stało! Weszłam Ci do łazienki i widziałam nago... - od razu poczułam, że moje policzki porkrywają się czerwonym kolorem.
- Zrobiłam śniadanie.
- Super! Strasznie jestem głodny. - uśmiechnęłam się i usiadłam z nim przy stole. Przez jakiś czas jedliśmy w milczeniu.
- Wiesz, tak się zastanawiałem co ty dalej będziesz robić, no nie? Masz jakiś plan? - powiedział z buzią pełną omletów.
- Nie wiem... Chyba wynajmę jakieś mieszkanie. - odpowiedziałam mu choć perspektywa wynajęcia jakiegoś mieszkania lekko mnie przerażała.
- Nie, no co ty! Skoro już tu jesteś to możesz pomieszkać jakiś czas u mnie! - uśmiechnął się.
- Nie chce Ci robić kłopotów. Pewnie masz swoje sprawy i żadna 17-latka nie jest Ci potrzebna do szczęścia.
- Słuchaj, jutro jest Wigilia, a ja jestem sam jak palec. Pierwszy raz od jakiegoś czasu miałbym towarzystwo w tym dniu. Poza tym nie robisz żadnego problemu. Mam za duże mieszkanie jak dla jednej osoby.
- Poczekaj chwilę... Powiedziałeś, że jutro jest Wigilia?
- No...
- Czyli dzisiaj jest 23 grudnia? - pytałam się go jak idiotka, ale dopiero teraz to do mnie dotarło.
- No jeżeli Wigilia jest 24 to dzisiaj jest 23!
- O rany... - wstałam.
- Wiesz co to oznacza? Dzisiaj są moje 18 urodziny! Rozumiesz? Jestem pełnoletnia! - szczerzyłam się jak jakaś wariatka, ale nie umiałam inaczej.
- Wow.. To happy birthdays! - wstał i uściskał mnie. Nie powiem, żeby mi się to nie podobało. To było przyjemne, a nawet bardzo.
- Mam pomysł! Zawsze chciałam mieszkać w Londynie i skoro jestem już "dorosła" to wyprowadzam się tam! - prawie krzyknęłam.
- Ale już? Nie robisz żadnej imprezy, czy coś? - widziałam po nim, że był smutny.
- No  nie dzisiaj, ale po świętach tak. Zacznę nowe życie. Dobrze znam angielski to nie będę miała problemów i kasy też mi nie brakuje to kupię sobie jakieś mieszkanie i znajdę jakąś pracę.
- Okej... Wiesz to twoje życie i nie będę się w nie mieszał. - cały czas był przygnębiony.
- Ej! No co ty! Tak się przywiązałeś do mnie? - uśmiechnęłam się i uściskałam go po przyjacielsku.
- Ale ty przecież nie masz tu żadnych swoich rzeczy!
- Faktycznie. Zapomniałam o tym... Chyba musimy pojechać do mnie do domu po nie. Nie ma innego wyjścia. - od razu zmarkotniałam. Nie miałam najmniejszej ochoty jechać do domu, ale musiałam, bo nie miałam rzadnego ubrania, ani nawet telefonu. Skończyliśmy śniadanie co jakiś czas zamieniając ze sobą słowo. Przyjemnie siedziało mi się w jego towarzystwie i zaczęłam zauważać jak bardzo jest przystojny. Gapiłam się  w jego oczy. Były tak niesamowicie brązowe. Niesamowicie...

Po 15.00 postanowiliśmy pojechać do moich rodziców. Miałam na sobie jego ubranie, bo nie mogłam pojechać w baletowym stroju. Śmiesznie wyglądałam. Przypomniało mi się, że dzisiaj miałam z nimi z okazji urodzin pójść do teatru, ale skoro mnie nie ma to pewnie pójdą sami. To miał być jakiś bardzo ważny spektakl i na pewno go nie opuszczą.
Zaczęło się ściemniać. Wsiedliśmy z Marcinem do jego samochodu i ruszyliśmy. Rozmawialiśmy i żartowaliśmy. Dowiedziałam się, że bardzo dużo słucha muzyki i chciałby kiedyś mieć pracę z nią związaną. Opowiedziałam mu o moim życiu. Za oknem szalała śnieżyca i dziwiłam się, że wie gdzie jedzie, bo ja już dawno straciłabym orientacje.
- Wiesz gdzie jedziesz? Może powinniśmy przeczekać tę śnieżycę? - zapytałam się go dla pewności.
- Nie! Po co? Dobrze znam tę trasę, bo niedaleko mieszkają moi znajomi. Często tędy jeżdżę.
- Ale no 100%? - zapytałam z obawą, bo opady przybierały na sile. Nagle samochód okręcił się wkoło. Totalnie nic nie widziałam. Marcin z trudem panował nad kierownicą. Wydawało mi się, że jedziemy pod prąd. Nagle znowy zaczęliśmy się kręcić. Krzyknęłam, bo samochodem strasznie zarzucało. Widziałam, że sobie nie radzi. Poczułam, że jedzimy w dół, tyłem. Teraz obydwoje krzyczeliśmy. Nabieraliśmy prędkości. Nagle z wielką siłą walnęliśmy w coś. Głowa odbiła mi się uderzyłam nią o drzwi. Wybuchnęły poduszki. Przez chwilę siedziałam w bezruchu z głową na poduszce. Bałam się, że zaraz znowu zaczniemy spadać.
- Boże! Nic Ci nie jest? - krzyknął zaniepokojony chłopak.
- Nie... Chyba nic. - podniosłam się i poczułam, że jedak coś mi jest, bo głowa strasznie mnie bolała.
- Ale Ci leci krew z głowy! - Marcin był strasznie wystraszony. Otworzłam lusterko i przejrzałam się. Zmroziło mnie, bo wyglądałam strasznie. Tyle krwi...
- Poczekaj, zaraz wrócę. - wyszedł z samochodu. Siedziałam i cierpliwie czekałam. Po jakimś czasie wrócił z kocem w rękach.
- Masz, przykryj się. Mam złą wiadomość... Zjechaliśmy po stromym zboczu i walnęliśmy w drzewo. Cały tył jest wgnieciony i nie wyjedziemy z tąd. - załamany był.
- Czyli co robimy? Może wyjdźmy i poszukajmy pomocy. - nie traciłam nadziei.
- Chcesz iść w nocy po lesie? Raczej nie uda nam się wejść na górę. Musimy tu przeczekać noc...
- Chyba żartujesz? Zamarzniemy... Chociaż sprawdź czy samochód odpali. Możemy spróbować jechać tu kawałek. W końcu dojedziemy do jakiś ludzi. - Posłużnie usiadł za kierownicą, ale auto nie miało zamiaru ruszać. Nasze położenie było straszne.
- Widzisz? Nie uda nam się z tąd wydostać. Musimy poczekać do rana.
- Super... - nie dyskutowałam już dłużej tylko zrezygnowana położyłam się i przykryłam kocem. Rozmyślałam. Zapomniałam o wszystkim i zasnęłam.

Obudziłam się. Nadal było ciemno. Nie czułam rąk i nóg. Trzęsłam się strasznie.
- Nie śpisz? - odezwał się szeptem Marcin.
- Nie nie mo mo gę za za snąć. - odpowiedzialam szczękając zębami.
- Zimno Ci no nie? - to mówiąc przytulił się do mnie. Od razu poczułam ciepło bijące od jego ciała. Ogrzał mnie w błyskawicznym tępie.
- Dziękuję! - szepnęłam i zasnęłam w jego ramionach. Czułam się bezpieczna i jednak szczęśliwa.

__________________________________________________________________________________

No i jest trzeci rozdział! :) Trochę późno, ale jest dłuższy. Nie wiem ile osób to czyta więc każdego kto wchodzi proszę o komentarz. Wiele dla mnie znaczą i wiem, że jest sens dalej to pisać.

czwartek, 10 stycznia 2013

Rozdział 2 "Co dalej?"

Sobota; 22.12.12r;
Warszawa

Łzy zaczęły mi zamarzać na policzkach. Trzęsłam się strasznie. Chłopak odezwał się nagle.
- Wiesz, myślę że powinnaś pójść do jakiegoś pomieszczenie i się ogrzać. Jest bardzo zimno, a ty nie masz prawie niczego na sobie. - powiedział nieśmiało. Faktycznie, na sobie miałam tylko trykot i białe rajtuzy. Już wogule nie było ludzi na ulicy. Co jakiś czas przejeżdżał jakiś samochód.
- Może pójdziemy do mnie? Mieszkam w tej kamienicy za nami, a potem zawiozę Cię do domu, okej? - kontynuował. Nie zastanawiając się za wiele odpowiedziałam.
- Okej. - Już nie płakałam. Wydawało mi się, że łzy się skończyły, a po za tym nie miałam siły dłużej rozpaczać. Z trudem podniosłam się z chodnika, bo cała zdrętwiałam i prawie zamarzłam. Zachwiałam się, ale on mnie złapał. Podtrzymując mnie doszliśmy do jego mieszkania. Weszliśmy do środka.
- Chodź, usiądź sobie na kanapie, a ja zrobię coś do picia. - zaprowadził mnie do salonu i poszedł do kuchni. Potulnie usiadłam na kanapie i przykryłam się kocem, który leżał z boku.



Po chwili przyszedł i postawił na małym stoliczku dwa kubki kakaa z bitą śmietaną.
- Lubisz kakao? - zapytał
- Uwielbiam! Masz bardzo ładny salon. - odpowiedziałam mu, bo faktycznie pokój robił wrażenie.
- Dzięki. - wzięłam swój kubek i upiłam łyk. Poczułam jak rozgrzewa mnie od środka.
- Myślę, że czas żebyśmy się lepiej poznali, co? - zapytałam się go z uśmiechem.
- A skąd ta zmiana nastroju? Przed chwilą byłaś załamana i zapłakana, a teraz szczerzysz się do mnie.
- A jakoś tak. No to jak masz na imię? - teraz obydwoje uśmiechaliśmy się. Bardzo ładny miał uśmiech. Właściwie to dopiero wtedy przyjrzałam mu się. Brązowe włosy lekko kręcone, piwne oczy i wydatne usta.
- Marcin, a ty?
- Sandra Kruger. - podałam mu rękę z powagą i za chwilę wybuchnęliśmy śmiechem. Kiedy już się ogarnęliśmy powiedział.
- A skąd takie nazwisko? Przecież jesteś Polką, no nie?
- Ludzie często się pytają. Mój tata jest Anglikiem.
- Aaaaha! - znowu upiliśmy po łyku kakaa.
- Sam mieszkasz?
- No. Wyprowadziłem się od rodziców jakieś pół roku temu.
- Ja mieszkam z rodzicami... - zrobiłam dłuższą pauzę, po niebezpiecznie zmierzaliśmy w stronę tematu, o którym nie chciałam gadać.
- Opowiem Ci w skrócie moją historię. - nie wiem skąd to otwarcie do właściwie nieznajomego mi człowieka, ale postanowiłam mu to wszystko opowiedzieć.
- A więc tak. Mieszkam w bardzo dużym domu. Jestem jedynaczką, a moi rodzice mają własne firmy i srają pieniędzmi. - uśmiechnął na chwilę, ale zaraz znowu z powagą zaczął mnie słuchać.
- Odkąd się urodziłam postanowili, że będę baletnicą. W wieku 3 lat zapisali mnie na balet. Kazali mi chodzić tam mimo, że ja nienawidzę baletu, ale nie miałam nic do gadania. Byłam posłuszna, chodziłam do prywatnej szkoły, ubierałam się tak jak mi kazali i robiłam wszystko o co mnie poprosili. Aż do dziś. Nie byłam w stanie dłużej tego wytrzymać i podczas lekcji baletu rzuciłam wielkim kwiatkiem w lustro i uciekłam. To by było na tyle. - opowiedziałam mu to jak najszybciej, bo mówienie o tym sprawiało mi ból. Bałam się, że się rozkleję i znowu rozryczę.
- Wow...
- No, a wogule to czemu mi pomogłeś? Mogłeś przecież tak jak wszyscy pójść dalej w swoją stronę.
- Jeżeli bym tak zrobił to oznaczałoby, że nie mam serca. Po za tym miałem kiedyś dziewczynę, która chodziła na balet. Ukrywała to przedemną aż pewnego dnia wyszła gdzieś i już nie wróciła... Popełniła samobójstwo przez to, że nie dawała sobie rady z życiem. Jak zobaczyłem ciebie myślałem, że też chcesz się zabić i wspomnienia powróciły. Chciałem temu zapobiec, bo nie chciałem żeby ktoś kto cię kocha przeżywał to co ja wtedy. - skończył i zamyślił się. Po poliku spłynęła łza, którą szybko otarł. Chciałam coś powiedzieć, ale nie wiedziałam co, więc siedziałam w milczeniu.
- Obejrzmy jakiś film. - zagadałam go, bo już nie wytrzymywałam tej ciszy.
- Dobra, jaki? Może być "To właśnie miłość"? Wypożyczyłem wczoraj.
- Dobra, lubię to.
- Włącz, tam leży, a ja pójdę zrobić popcorn. - poszedł do kuchni. Włączyłam film i czekałam na niego. Oglądaliśmy film podjadając popcorn. Rozejrzałam się po salonie i zauważyłam, że czegoś brakuje.
- Nie masz choinki? Za dwa dni Wigilia.
- Ja nie obchodzę Świąt... - nie pytałam już o nic. Zamyśliłam się. Co ja mam teraz robić? Jestem w domu jakiegoś chłopaka, oglądam z nim film. Przecież muszę w końcu wrócić do domu. Nie chcę... Mogłabym tu zostać na zawsze i nie wracać do tego piekła. Tak nie można... Przecież rodzice już teraz pewnie wariują, a co dopiero jeśli nie wrócę na noc.
- Gdzie masz telefon? Muszę wysłać komuś smsa. - wyjął z kieszeni smartfona i podał mi. Napisałam numer mamy i wystukałam: "Nie martw się. Zaczynam nowe życie. Musicie dać mi czas. Jak przyjdzie na to właściwy moment to wrócę. Na razie musicie się pogodzić z tym, że wyprowadziłam się i nie wrócę prędko. Sandra" Kliknęłam wyślij i odłożyłam telefon na stolik. Ale... CO DALEJ?

__________________________________________________________________________________

Jak myślicie, co dalej? :) Proszę was kochani o komentarze!

wtorek, 8 stycznia 2013

Rozdział 1 "Początek końca"

Sobota; 22.12.12;
Warszawa

Fortepian nie przestawał grać, a ja tańczyć. Wykonywałam różne trudne i skomplikowane pozycje. Pani patrzyła się na mnie skupionym wzrokiem. Przenikała mnie na wylot. Jej spojrzenie denerwowało mnie. Muzyka ucichła. Zakończyłam swój pokaz i ukłoniłam się. Miałam zamiar wyjść, ale nie pozwoliła mi.
- Ty nie zamierzasz wyjść, prawda? Myślę, że powinnaś jeszcze dużo poćwiczyć. Wiele figur jest wykonywanych niedbale. Wypatrzyłam również kilka zachwiań, których nie może być. - powiedziała to z taką miną jakby chciała mi uświadomić, że jestem beznadziejna, a ona zatańczyłaby to perfekcyjnie.
- Ale ja nie mog...
- Jak nie możesz to trudno. Do występu zostało mało czasu, ale znajdę inną solistkę skoro nie masz czasu na próby. - przerwała mi
- To ja chyba mogę odwołać to co zaplanowałam. Mogę zostać... - nie zamierzałam jej powiedzieć czemu nie mogę. To moja tajemnica.
- No ja myślę! Wiedziałam, że to co miałaś zamiar robić nie jest takie ważne. - nawet nie wie jak bardzo się myliła.
- Jak skończysz to pogaś światła i zamknij wszystko. Choć kochanie! - krzyknęła do pianisty. Tak, to jej mąż. Wymaszerowała a on powlókł się za nią. Trzasnęły drzwi i samochód odjechał. Zostałam całkiem sama w wielkim budynku baletu. Założyłam pointy i zaczęłam się rozciągać. Nawet nie zauważyłam kiedy łzy same zaczęły mi lecieć z policzków. Nie chciałam tam być. Strasznie nie chciałam...



*dwa tygodnie później*
Ostatni piruet, ostatnie dzwięki muzyki i mój układ dobiegł końca. Ukłoniłam się. Ludzie wstali i klaskali z wielkim entuzjazmem. Myślicie pewnie, że powinnam się uśmiechać i ukratkiem ocierać łzy radości, ale tak nie było. Nie robiłam tego co kochałam. Przyzwyczaiłam się już do tego, bo tańczyłam bardzo dużo razy solówki i zawsze miałam owacje na stojąco. Kurtyna poszła w dół. Patrzyłam w burgundowy materiał. Zamyśliłam się.
- Nie było tragedii, ale zawsze może być lepiej. Poćwicz jeszcze. Pamiętaj, że jutro kolejny spektakl i prób rano. - wybudziła mnie ze stanu zamyślenia
- Ah, dziękuję. - odpowiedziałam niechętnie, bo wiedziałam, że zatańczyłam na 250% swoich możliwości.

*następnego dnia*
Przyszłam do teatru wcześniej. Wbiegłam na scenę jeszcze w dresie. Włączyłam muzykę z telefonu i porwałam się jej. To było to co kochałam. Nie balet tylko...
- O matko! Co ty wyrabiasz Sandro! W tej chwili przestań tańczyć, albo raczej wykonywać te dziwne ruchy! Biegnij do garderoby szybko się przygotować do występu! Już! - krzyczała pewnie jeszcze długo, ale na szczęście nic więcej nie słyszałam, bo wybiegłam do łazienki z płaczem.

*tydzień później*
Fortepian, Mozart, ja i kilka moich idealnych koleżaneczek. Ćwiczenie po ćwiczeniu. Tak spędzałam każdy mój wolny czas. Nienawidzę tu chodzić, ale muszę... Przerażają mnie one. Są tak idealne. Robią wszystko o co się je poprosi. Nigdy nie stawiają oporu. Nie mają na nic swojego zdanie. To straszne. Ich rodzice srają pieniędzmi i wykonują każdy ich rozkaz. Są rozpieszczonymi smarkulami. Boże... Ja też taka jestem. Na chwile przestałam ćwiczyć tym samym zwracając czujne spojrzenie pani na siebie. Opamiętałam się. Powróciłam do rozmyślań. Ja naprawdę nie chcę taka być. I NIE BĘDĘ! SANDRA KRUGER NIE BĘDZIE TAKA! Z wściekłością chwyciłam pierwsze co wpadło mi w ręce, czyli wielką doniczkę z kwiatkiem i rzuciłam nią z całej siły w lustro. Rozbiło się na miliony maleńkich kawałeczków. Koleżaneczki rzuciły się z piskiem na ziemię. Wszyscy pozostali nieruszeni i patrzeli na mnie w osłupieniu z otwartymi ustami. Byłam z siebie dumna. W końcu to zrobiłam. Wybiegłam szybko na dwór zostawiając ich samych. Padał śnieg i było strasznie zimno, ale to mnie nie powstrzymało. Biegłam przed siebie. Nie wiem kiedy brakło mi tchu i zsunęłam się po zimnej ścianie kamienicy. Rozpłakałam się na dobre. Trzęsłam się cała. Ktoś usiadł obok mnie i zarzucił mi na plecy coś ciepłego.
- Jest zimno, powinnaś iść do domu. - odezwał się męski, zachrypnięty głos.
- Ja ja nie nie nie... - nie mogłam nic z siebie wykrztusić przez płacz. On zamiast uciec przytulił mnie.
- Będzie dobrze. Nie martw się. - odpowiedział zatroskanym tonem. Zrobiło się ciemno, ale moje serce oblało się ciepłem. Dzięki niemu. Wtedy spostrzegłam, że nadal mam na nogach pointy. Zciągnęłam je i rzuciłam na drogę. Ciężarówka rozbiła je na strzępy.
- To to koniec! - wykrztusiłam z trudem. Tak, to koniec wszystkiego...

___________________________________________________________________________________

To mój pierwszy blog więc proszę o uczciwe komentarze. Co myślicie? Ciekawe? :) Nie wiem co do długości postów. Piszcie czy chcecie krótsze czy dłuższe rozdziały. Dziękuję za wszystkie komentarze! Naprawdę o nie proszę. Na razie mam bardzo dużo pomysłów więc rozdziały będą często dodawane. Nie wiem jak później. :)