wtorek, 20 sierpnia 2013

Smutna wiadomość, przepraszam...

Niestety muszę Was powiadomić o tym, że ten blog kończy swoją działalność. Nie zabijecie mnie, bo i tak bardzo mało osób go czytało. Nie planowałam tego, ale po prostu straciłam ochotę na pisanie tej historii dalej. Pierwsze rozdziały są straszne, naprawdę nie mogę na nie patrzeć, masakra.
Wydaje mi się, że w moim pisaniu widać jakiś postęp. Pierwszy blog zawsze jest sprawdzeniem siebie, teraz na serio wezmę się za nowego. Postaram się, żeby był bardziej znany i o wiele lepszy. Jak wiecie mam już parę rozdziałów. Jeszcze go nie założyłam, ale kiedy powstanie od razu podzielę się z Wami linkiem! Będzie pisany z zupełnie nowego konta, to chcę zostawić i rozpocząć przygodę z bloggerem od nowa.

UWAGA! Poszukuję osoby, która umie robić nagłówki na bloga. Nie będzie nowego bloga bez nagłówka. Więc jeśli jesteś taką osobą, albo znasz kogoś kto potrafi to proszę napisz jakiś kontakt do siebie w komentarzu, a ja się na pewno odezwę. Może to być twitter, mail, wszystko jedno. PROSZĘ POMÓŻCIE W POSZUKIWANIACH!

Na koniec... mam nadzieję, że Was nie zawiodłam. Starałam się pisać najlepiej jak potrafiłam i zaskakiwać Was kolejnymi rozdziałami. Zauważyłam, że nie ma po co ciągnąć tego dalej, ale pamiętajcie, że historia Sandry Kruger może dalej żyć w Waszych głowach.
P.S. Zdradzę Wam, że w planie miałam, aby popełniła ona samobójstwo. ;)

Wasza Mundzia xx

poniedziałek, 24 czerwca 2013

Rozdział 22 "Koszmar"

Środa; 20.01.13r;
Londyn

Usiadłam na łóżku i zaczęłam się nerwowo rozglądać wkoło. Wszystko było na miejscu, nadal leżałam w moim łóżku w domu chłopców. To był tylko sen.
- Quid accidit? - podskoczyłam i odwróciłam się w stronę balkonu. Ktoś tam stał. Kobieta, moja mama.
- Mamo? - chciałam wstać, ale ona krzyknęła.
- Non resurgit! - serce waliło mi jak opętane, bo ona nadal tam stała, odwrócona tyłem, nawet nie drgnęła. Odsunęłam się w głąb łóżka. - Vade ad eam! - powiedziała już spokojniejszym głosem i...odwróciła się.


Jej oczy... Krzyknęłam, najgłośniej jak potrafiłam. Zeskoczyłam  z łóżka i zaczęłam się cofać, a ona nienaturalnie przekrzywiła głowę w bok i wydała z siebie dziwny dźwięk. Opierałam się już o ścianę i zauważyłam pudełko tabletek od psychiatry, które stało na szafce nocnej. Chwyciłam je i z wrzaskiem wbiegłam do szafy zamykając się w niej. Drżącymi dłońmi połknęłam trzy tabletki krztusząc się przy tym. Podkuliłam nogi i położyłam na nich głowę, która zaczęła mi pękać. Bałam się, tak cholernie. Serce waliło mi jak młot, a ręce i nogi trzęsły się strasznie. Obraz zaczął mi się rozmazywać. Złapałam się za głowę i krzyknęłam. Wydawało mi się, że coś rozrywa ją od środka.

Nagle ogarnął mnie całkowity spokój. Poczułam się odprężona i bardzo zadowolona. Uśmiechnęłam się do siebie i pchnęłam drzwi od szafy, które powoli zaczęły się otwierać. Przez okno wpadały blade promienie słońca, cały pokój wyglądał zupełnie normalnie. Bez żadnych dziwnych stworów. Z trudem podniosłam się z pozycji leżącej do siedzącej. Oparłam się o bok szafy, bo czułam, że nie jestem w stanie wstać na nogi. Wszystko miałam jak z waty. Odchyliłam głowę do tyłu, nogi wyciągnęłam przed siebie i przymknęłam oczy.

- Puść się! Złapię cię! - krzyknął wystawiając ręce. Zaufałam mu i puściłam się. Już po chwili znalazłam się w ciepłych ramionach chłopaka. Cała się trzęsłam ze strachu.
- Już po wszystkim. - uśmiechnął się ciepło ukazując proste zęby. W jego policzkach pojawiły się urocze dołeczki. Stanęłam na swoich nogach i przypatrzałam mu się bliżej. Zarumienił się. Dopiero wtedy spostrzegłam, że mam na sobie tylko bieliznę. Też się zarumieniłam. To była dziwna sytuacja. On w bokserkach, ja w bieliźnie. [Rozdział 6cz.1.]

Przeniósł wzrok z ziemi na mnie. Jego oczy były tak zielone, że powinno to być zabronione. Patrzył na mnie z taką czułością. Nie uciekałam od jego spojrzenia. Też tego chciałam. Po to chciałam go znaleźć. Wiedziałam już co do niego czuję i byłam pewna swoich uczuć. Moje ciało znowu mnie zadziwiło, bo zaczęłam się cofać. Harry szedł w moją stronę nie odrywając ode mnie oczu. Zatrzymał mnie jego samochód. Podszedł do mnie tak strasznie blisko, że poczułam jego oddech na swojej szyi. Delikatnie mnie podniósł i posadził na masce samochodu. Stanął pomiędzy moimi nogami i wpił się w moje usta. Objęłam go nogami w pasie, a ręce wsadziłam w jego bujną czuprynę. Przysunęliśmy się do siebie na tyle blisko, że nie było między nami żadnej przestrzeni. Przylegaliśmy do siebie każdym maleńkim skrawkiem ciała. Objął mnie swoimi silnymi ramionami. Całował tak zachłannie jakby się bał, że ucieknę. Nie miałam jak i wcale nie chciałam. Odwzajemniałam każdą jego pieszczotę. Powoli przestał i przeniósł się z pocałunkami na moją szyję. Poczułam przyjemny dreszcz, bo trafił w mój słaby punkt.
- Kocham Cię. - szepnął i ponownie złączył nas w pocałunku.[Rozdział 9]

- Kochanie! Wszystko dobrze? - otworzyłam oczy i ujrzałam Harry'ego, który mocno potrząsał moimi ramionami. Uśmiechnęłam się.
- Kocham Cię, wszystko dobrze. - rzuciłam mu się nie szyję, tym samym przewracając go na plecy i zaczęłam całować. Tak bardzo mi tego brakowało. Dawno się nie całowaliśmy.
- Ja Ciebie też. - wyszeptał zdziwiony moim zachowaniem.

Reszta dnia aż do godziny 16.00 upłynęła mi na wylegiwaniu się na łóżku z Harry'm. Oglądaliśmy filmy i po prostu, cieszyliśmy się sobą. Wszelkie wątpliwości "Czy go kocham?" zostały rozwiane. Byłam pewna swoich uczuć. Ponieważ na 17.00 miałam pierwsze zajęcia, godzinę wcześniej zaczęłam się zbierać.

Wciągnęłam na nogi ocieplacze i przejrzałam się w lustrze. Nie wyglądałam źle. Zarzuciłam torbę na ramię i pobiegłam na salę. W środku znajdowało się pare osób. Usiadłam  obok jakiejś brunetki i spojrzałam na mężczyznę, który prawdopodobnie był nauczycielem. Uśmiechnął się do mnie.
- Witam Was Serdecznie. Nazywam się Ivan Aristow. Będę Wam układał choreografie do 'Jeziora Łabędziego'. Do drążków! - klasnął w dłonie, a wszyscy jak na gwizdek podbiegli do metalowych rur przy lustrach. Stanęłam obok tej samej dziewczyny. Odwróciła wzrok, wydęła usta i nawet na mnie nie spojrzała. Zaczęłam wykonywać ćwiczenia rozgrzewające, które pokazywał Ivan. Starałam się. Musiałam być perfekcyjna. Po jakimś czasie zaprosił nas na środek i poszedł po kartkę. Dokładnie ją oglądał i po kolei ustawiał nas na wytyczonych miejscach. Zostałam tylko ja na środku.
- Idź do dyrektora. - powiedział do mnie stanowczo i zaczął pokazywać reszcie kroki. Stałam jak wryta w lekkim transie. - No już! Idź! - krzyknął.
- Przepraszam. - mruknęłam i wybiegłam z sali. Po co mam iść do dyrektora? Nie miałam na to najmniejszej ochoty. Szczerze? Bałam się. Dotarłam do ciemnych drzwi. Wzięłam głęboki wdech i zapukałam.
- Wejdź. - usłyszałam donośny głos Peter'a. Ostrożnie otworzyłam drzwi i weszłam do środka. Ręką wskazał krzesło, na którym usiadłam. Czemu ciągle mnie wzywali na rozmowy z nim? Wcale nie miałam na nie ochoty. Stanął naprzeciwko mnie i przeczesał włosy. Tym razem miał ciemno fioletowy garnitur.
- Jesteś wyjątkowa, więc zagrasz główna rolę. - powiedział i przykucnął przede mną. Dłonie oparł na moich kolanach. Drgnęłam przerażona. - Jeżeli spieprzysz ten występ to Cię wywalimy i pożałujesz, że się urodziłaś. - uśmiechnął się dziwnie i przesunął ręce wyżej. - Zrozumiano? - szepnął, a ja szybko pokiwałam głową. Chciałam wstać, ale zacisnął dłonie na moich udach. Co miałam zrobić? Nie widziałam innego wyjścia. Kopnęłam go. Zachwiał się do tyłu i jęknął. - Kopiesz? Zadziorna. - zaśmiał się. - Lubię takie. - wyszczerzył się w psychicznym uśmiechu. Wstałam szybko.
- Do widzenia. - wyszłam cała roztrzęsiona. Pobiegłam do toalety i nachyliłam się nad umywalką. Ciężko oddychałam. Odkręciłam zimną wodę i pochlapałam nią twarz. Musiałam się uspokoić. Nie mogłam się tak pokazać na zajęciach. Ktoś wszedł. Odwróciłam głowę i spojrzałam w stronę drzwi. Stała w nich brunetka z zajęć. Uśmiechnęła się kpiąco i podeszła do mnie. Złapała mnie za szyję i przyparła do ściany. Przywaliła mi w twarz.
- Jeśli myślisz suko, że zajmiesz miejsce Carmen to się mylisz. - uderzyła jeszcze raz. - Bo musisz kurwa za to zapłacić. - wymierzyła cios w brzuch. Stęknęłam i zaczęłam się próbować uwolnić. - Bo to ja jestem drugą Carmen i masz się odpierdolić! - ostatni raz mnie uderzyła i odeszła. Weszła do kabiny. Rozpłakałam się i wybiegłam przerażona. Ta szkoła to koszmar, KOSZMAR.

__________________________________________________________________________________

W jakim języku i co powiedział matka?
Co dalej ze szkołą?
Czy coś stanie Sandrze? 
Proszę odpowiadajcie i komentujcie, to dużo dla mnie znaczy.
Mundzia xx

sobota, 27 kwietnia 2013

Rozdział 21 "Whore"

Czwartek; 19.01.13r;
Londyn

Bałam się, że ktoś wejdzie, więc położyłam delikatnie zdjęcie na biurku i opuściłam gabinet Peter'a.

Nikogo nie zastałam na korytarzu. Powoli zaczęłam iść w stronę drzwi na samym końcu długiego korytarza. Otworzyłam je zaglądając przez małą szparę. Oczy wszystkich zgromadzonych zwróciły się na mnie.
- Czekaliśmy na panią, panno Kruger. Zapraszamy. - bardzo chuda, wysportowana kobieta twardym, nieznoszącym sprzeciwu tonem powiedziała do mnie. Weszłam wydając z drzwi przeciągłe skrzypnięcie. Usiadłam na podłodze z tyłu, za wszystkimi ludźmi. Podciągnęłam kolana pod brodę i spojrzałam zaciekawionym spojrzeniem na kobietę.
- Nazywam się Margaret White. - przeleciała po nas spojrzeniem czarnych jak węgiel oczu. Wstrząsnęła mną fala dreszczy. Jej oczy były przerażające.
- Jak zauważyliście nie wszyscy, którzy się dostali przyszli dzisiaj na zajęcia. - zrobiła dłuższą przerwę, przełknęła ślinę i głośno westchnęła. - Jesteście inni od pozostałych. - przejechała po nas swoim przerażającym spojrzeniem i zatrzymała się na mnie. - Wstań. - spojrzałam w okno i zastanawiałam się co zaraz powie. Dlaczego jesteśmy inni..? - WSTAŃ! - podskoczyłam i spojrzałam w jej oczy, w których tańczyły ognie nienawiści. Skoczyłam na równe nogi. Wszystkich spojrzenia zwróciły się na mnie. Starałam się na nich nie patrzeć. - Panna Kruger nie została przyjęta na castingu. Dostała list. Sam dyrektor dostrzegł jej talent i powiedział, że jest drugą...Carmen. - wszyscy spuścili wzrok i zapadła ogłuszająca cisza. Tylko ja nie byłam wtajemniczona. Opuściłam głowę i zastanawiałam o co tu chodzi. Dziwnie się czułam stojąc na środku wielkiej sali, ze spuszczoną głową wkoło siedzących na podłodze uczniów szkoły tańca. Spojrzałam na Margaret, która ukratkiem ocierała łzę. Po chwili wyprostowała się przemówiła. - Tak więc...powitajmy nową Carmen! - wszyscy wstali i zaczęli klaskać z wielkim entuzjazmem. Zawstydziłam się trochę i tylko skromnie się uśmiechałam. - Dobrze, spokój już. - nikt nie przestawał na słowa nauczycielki. - CISZA! - wydarła się na całe gardło, a wszyscy zamilkli i usiedli w całkowitej ciszy, ja również.
- Wy też jesteście wyjątkowi. Jest większy potencjał niż w innych, dlatego wystąpicie w naszym najnowszym spektaklu, całkowicie nowej adaptacji "Jeziora Łabędziego". Ustawcie się w kolejce i każdy z was zostanie przydzielony do grupy i otrzyma harmonogram zajęć. - poszła w stronę biurka i usiadła przy nim obok jakiejś innej kobiety. Wszyscy pobiegli jak szaleni ustawić się w kolejkę, żeby jak najszybciej otrzymać plan zajęć. Zanim się ruszyłam zorientowałam się, że jestem na samym końcu. Posłusznie stanęłam i zaczęłam się przyglądać dziewczynie przede mną.
Długie, falujące, blond włosy, szare getry, beżowe ocieplacze i czarne body na ramiączkach. Odwróciła się do mnie i uśmiechnęła się szeroko ukazując rząd ślicznych, białych zębów. Lekki makijaż i delikatne kreski podkreślały brąz jej oczu. Bardzo ładna była...
- Hej, jestem Agnes Wright - przytuliła mnie mocno i roześmiała się. - Jak się czujesz z byciem nową Carmen? - spojrzałam na nią zakłopotanym spojrzeniem. Nadal nie wiedziałam kto to jest. Czemu w tej szkole tańca wszystko kręci się wkoło Carmen???
- Eee... - nachyliłam się nad jej uchem z małą śliczną perełką w środku. - Kto to jest? - odsunęłam się i poczułam, że policzki robią mi się czerwone ze wstydu. Uśmiechnęła się, ale widziałam w jej oczach zdziwienie.
- Powiem Ci później, trochę na uboczu, okey? - pokiwałam głową i na tym skończyła się moja wymiana zdań z Agnes , która nawet nie znała mojego imienia.

 
Usiadłam sobie na ławce dokładnie oglądając plan zajęć, który dostałam od Margaret.
 

SCHEDULE
Monday: 16.00 - 20.00
Tuesday: 16.00 - 19.00
Wednesday: 17.00 - 20.00
Friday: 16.30 - 20.00
 
Kartka była mała i nie za ładna. Zdziwiłam się, bo zajęcia były często i długo. Obok mnie usiadła Agnes. Zaczęłyśmy porównywać mój plan z jej.
 
SCHEDULE
Monday: 16.00 - 19.00
Tuesday: 16.00 - 19.00
Thursday: 17.00 - 19.30
Friday: 17.00 - 20.00
 
- Masz więcej zajęć niż ja. - zauważyła i jeszcze raz dokładnie obejrzała plan. - Ciekawe dlaczego, no nie? - spojrzała na mnie, a ja tylko wzruszyłam ramionami. - Wiesz...pewnie dlatego, że jesteś drugą Carmen, a ona to dwadzieścia cztery na dobę tu spędzała. - uśmiechnęła się.
- Powiesz mi w końcu kto to? - odłożyła nasze plany zajęć na bok i rozejrzała się. Dużo ludzi kręciło się w pobliżu.
- Chodź do kibla. - złapała mnie za nadgarstek i pociągnęła w stronę toalety. Nikogo nie było w niej po za nami, ale i tak weszłyśmy do jednej z kabin. Oparłam się o ścianę i czekałam aż coś powie. Głośno westchnęła i przeczesała dłonią swoje blond włosy.
- Rok temu chodziła tu, do tej szkoły tańca pewna dziewczyna. Miała niesamowity talent. Wszyscy mówili, że jest wyjątkowa, że taniec to jej przeznaczenie i takie tam. - spojrzała na mnie. - ale pewnego dnia, kiedy miała zatańczyć w "Jeziorze Łabędzim" rolę Odetty i Odylli...zniknęła. Długo jej szukano i w końcu znaleziono jej ciało. Zabiła się... Nikt nie mógł się z tym pogodzić, a zwłaszcza dyrektor, bo coś go z nią łączyło... wiesz, ja w to nie wnikam. Znaleziono w jej garderobie kartkę...ale tylko dyrektor wie co jest na niej napisane...
- Wow...
- Taa... Jakaś masakra, wkurza mnie ta cała akcja z Carmen...
- Nie mam dzisiaj zajęć, to mam iść do domu? Jak myślisz? - spojrzałam na nią pytającym wzrokiem.
- O kurde! A ja mam! - spojrzała na telefon. - kurde, muszę lecieć. Spotkamy się jutro. - cmoknęła mnie przelotnie i wybiegła z łazienki.
- Paa! - krzyknęłam tylko i wyszłam z kibelka. Stanęłam jak wryta. Zakryłam usta dłonią i jeszcze raz spojrzałam na lustro.
 
WHORE
 
Każdy chyba wie co to znaczy... Chwyciłam kawałek papieru i zaczęłam nieudolnie zmazywać czerwony napis napisany szminką. Wrzuciłam zwinięte kulki papieru do kosza i z płaczem wybiegłam.
 
Nadal rycząc weszłam do mieszkania Abigail. Już przy samym progu usłyszałam straszną kłótnię. Podeszłam do drzwi sypialni i przystawiłam ucho, żeby lepiej słyszeć.
- Po jakie gówno ty to robisz?! Znowu to zrobiłaś! - rozpoznałam głos Mike'a.
- Nie mogę Ci powiedzieć! Zrozum to! - Ab zanosiła się płaczem i z trudem mówiła.
- Mam tego dość! Masz jakieś cholernie tajemnice! - coś spadło.
- Przestań! Zostaw to! - krzyczała, ale było słychać coraz więcej spadających i uderzających w różne rzeczy przedmiotów. - Brałeś coś!
- Zabieraj łapę! - znowu coś uderzyło. Usłyszałam kroki, które zbliżały się do drzwi. Szybko na palcach wbiegłam do sąsiedniego pokoju i stanęłam za drzwiami. Ktoś wyszedł z sypialni i wyszedł rzucając przekleństwami głośno trzaskając drzwiami. Obraz wiszący nad nimi spadł z hukiem na podłogę. Cichutko wyszłam i skierowałam się w stronę sypialni.
 
Ab siedziała na podłodze z głową w dłoniach. Była cała rozkopana i owinięta tylko tym samym szlafroczkiem co poprzednio. Podbiegłam do niej i chwyciłam ją za nadgarstek. Moja dłoń była cała we krwi.
- Boże! Co ty znowu zrobiłaś?! - wybiegłam i wzięłam z łazienki bandaż, waciki i wodę utlenioną. Przemyłam jej ranę i owinęłam mimo, że nie chciała. W końcu się poddała. Usiadłam na przeciwko niej i podniosłam jej głowę. Na jej twarzy widniało kilka wielkich sińców. Prawe oko było całe opuchnięte. Rozmazany tusz, czerwone od płaczu oczy, rozcięta warga...wyglądała strasznie. Jak cień człowieka.
- Matko! - znowu zatkałam sobie usta ręką. - To on? - rozpłakała się i znowu schowała twarz. - Ogarnij się! O co tu chodzi? On nie może Cię bić! - nie wiedziałam co zrobić, byłam całkowicie bezradna. - Czemu się tniesz?
- Przestań! Błagam! Daj mi spokój! - wykrzyczała i odepchnęła mnie ręką owiniętą bandażem.
- Zadzwonię po pogotowie jeśli nic nie powiesz! - wyjęłam telefon z kieszeni.
- NIE! - krzyknęła stanowczo za głośno. Schowałam go, a ona otarła oczy ręką.
- Mike wkurzył się, że znowu się pocięłam... - powiedziała i spojrzała w górę. Mocno zacisnęła powieki i z jej oczu wypłynęła kolejna porcja łez.
- Dlaczego to zrobiłaś...? - nawet na mnie nie spojrzała.
- Nie mogę Ci powiedzieć... - nadal uparcie się na nią gapiłam. - Zabiją mnie! Rozumiesz?!
- Kto?
- Koniec tematu... - wstała i chciała wyjść z sypialni, ale zachwiała się i upadła na łóżko. Nadal próbowała się podnieść, więc podeszłam do niej i pozwoliłam jej się na mnie oprzeć. Podtrzymawana przeze mnie doszła do salonu. Usiadła na kanapie i spojrzała na mnie.
- Dziękuję...idź już. - pokręciłam głową.
- Potrzebujesz coś? - tym razem ona gwałtownie zaprzeczyła.
- Zostaw mnie...
- Na pewno?
- IDŹ! - co miałam zrobić? Wyszłam...i to był mój błąd, ale wtedy nie myślałam o tym co może się stać. Zostawiłam moją przyjaciółkę na skraju załamania nerwowego samą w domu. Jestem kretynką...
 
Taniec, bieg, ucieczka, dach budynku, strach, przepaść, biała róża...
 
 
__________________________________________________________________________________
 
Jest nowy rozdział! Nie wiem czy się cieszycie, bo ostatnio chyba się staczam. Mało wchodzicie, coraz mniej pozytywnych komentarzy. No cóż. Skończę to co zaczęłam niezależnie od Waszej opinii, choć wolałabym, żeby się podobało. Komentujcie i nie mam pytań. Piszcie co czujecie i proszę o kilka słów w komentarzu. Mnie osobiście rozdział się nie podoba...
PS. Przepraszam za błędy!
Mundzia xx
 
15 KOMENTARZY = NOWY ROZDZIAŁ
 

środa, 17 kwietnia 2013

Rozdział 20 "Nienawiść" cz.2.

Środa; 18.01.13r;
Londyn

Otworzyłam je i... nic? Pustka... Krzyknęłam głośno i nagle zauważyłam mały woreczek. Podniosłam  go i przyjrzałam się bliżej. W środku był biały proszek. Wiedziałam co to jest...
Po chwili przed oczami zaczęły mi tańczyć kolorowe światełka. Dużo mgły, aż w końcu bezwładnie opadłam na łóżko...

Uh... Obudziłam się ze strasznym bólem głowy. Podniosłam się na łokciach i zauważyłam, że jestem w szpitalu. Białe ściany, lekarski sprzęt i kroplówka. Nienawidzę szpitali... Wszystko wydało mi się takie wyraźne, jak nigdy. Nic nie wirowało i wyglądało normalnie. Drzwi uchyliły się i do mojego pokoju weszła jakaś lekarka.
- Jak się pani czuje? - spojrzała na mnie zza swoich okularów. Nie lubię takich bab... Włosy spięte w kok i bardzo zawzięta mina. Wiedziałam, że jeszcze wyjdzie mi bokiem.
- Dobrze, wszystko jest takie... przejrzyste. - rozejrzałam się jeszcze raz po pokoju i faktycznie widziałam doskonale. Żadnych błysków.
- To dlatego, że podaliśmy pani odpowiednie leki. Musi pani chodzić na rehabilitacje.
- Wiem... - bąknęłam pod nosem. Podała mi do ręki jakiś słoiczek z tabletkami.
- Proszę brać codziennie rano po jednej, dobrze? - spojrzała na mnie.
- Na co to?
- Na zwidy. - szeroko otworzyłam oczy.
- Czy to oznacza, że ludzie... - wszystko stało się jasne. Te dziwne sytuacje z rozpływającymi się ludźmi były tylko i wyłącznie wytworem mojej głowy. - Dziękuję, będę brała. A kiedy mnie wypuścicie?
- Właściwie to może pani już iść. Dzisiaj rehabilitacja o 17.00, a później proszę chodzić rano na 9.00.
- Dobrze. - bąknęłam, a kobieta opuściła mój pokój. Wstałam i poszłam się przebrać. Ogarnęłam się trochę w łazience i wyszłam na korytarz, gdzie na krzesełku spał Harry. Usiadłam obok niego.
- Kochanie...jestem już. - szepnęłam mu na ucho. Podskoczył wystraszony, ale kiedy mnie zobaczył uśmiechnął się i mocno mnie przytulił.
- Już nigdy mi tego nie rób! Dobrze? - pokiwałam głową. Wstaliśmy i trzymając się za ręce poszliśmy do samochodu. Opowiedziałam mu wszystko, o tabletkach, zwidach i rehabilitacji. Martwił się o mnie, ale mówiłam mu, że nie ma po co. Przecież nic mi nie będzie.
Wróciliśmy do domu. Loczek musiał jechać z chłopakami na wywiad. Mama poszła na jakiś kurs gotowania, a ja zostałam sama. Poszłam do swojego pokoju i usiadłam na łóżku. Skoro miałam zwidy, to właściwie nie wiadomo co jest w pudełku. Narkotyk musiał być, bo przez niego się znalazłam w szpitalu, ale może coś jeszcze. Musiałam to sprawdzić. Wyjęłam pudełko z pod łóżka. Położyłam je sobie na kolanach i zamknęłam oczy. Zdjęłam pokrywkę.
- Trzy, cztery! - otworzyłam oczy. W środku leżała koperta. Wyjęłam ją i położyłam na łóżku. Pod nią ten sam woreczek, ale otwarty i bez proszku. Tylko tyle. Byłam cholernie zawiedziona. Sama nie wiem czego się spodziewałam, ale na pewno nie tego. Mógł zostawić samą kopertę...
Sięgnęłam po nią i przeczytałam napis na samym środku.

Otwórz jak będziesz gotowa.
 
Nie wiedziałam co to oznacza. Może lepiej poczekać... Sama nie wiedziałam co zrobić. Schowałam ją z powrotem do pudełka i wsunęłam pod łóżko. Nie byłam gotowa, czułam to. Zbiegłam po schodach na dół. Postanowiłam się przejść. Wychodząc już przez bramę spojrzałam w stronę skrzynki na listy. Coś kazało mi ją otworzyć. Wygrzebałam klucze i najmniejszym z nich otworzyłam skrzynkę. Na ziemię wypadł jakiś list. Podniosłam go. Na kopercie napisane było ozdobnymi literami.
 
Sandra Kruger, London Hall Of Fame Dance School
 
Oczy zrobiły mi się okrągłe. Drżącymi rękami rozerwałam kopertę i zaczęłam czytać malutką karteczkę, która była w środku.
 
We are pleased to inform you that you have been admitted to our dance school.
Congratulations!
The first classes today at 16.00.
You are welcome
London Hall Of Fame Dance School
 
[TŁUMACZENIE]
Mamy przyjemność poinformować Panią, że została Pani przyjęta do naszej szkoły tańca.
Gratulacje!
Pierwsze zajęcia dzisiaj o 16.00.
Zapraszamy
London Hall Of Fame Dance School
 
Mój taniec radości musiał wyglądać idiotycznie, ale nie mogłam uwierzyć w to co czytałam. Zaczęłam krzyczeć i skakać ściskając w ręku ten kawałek papieru. Nie zastanawiałam się w ogóle dlaczego do tego doszło i czemu na castingu mnie nie poinformowali. Ze łzami radości w oczach zadzwoniłam po taksówkę i pojechałam do Abigail.
Zadowolona wpadłam do jej mieszkania.
- ZOSTAŁAM PRZYJĘTA! ZOBACZ... - urwałam w pół zdania i stanęłam. Ab w samej bieliźnie siedziała na stole namiętnie całowana przez Mike'a. Coś ukłuło mnie w serce. Czemu? Tego nie wiem. Po prostu poczułam się źle. Zdradzona, oszukana?
- Eee... - zakłopotana próbowałam dać im znać, że nie są sami. Zauważyła mnie i spiekła raka. Wstała i szybko zarzuciła na siebie cienki szlafroczek, który leżał na podłodze.
- Heej... Ee... Po co przyszłaś? - ta sytuacja była dziwna. Zmieszany Mike poszedł do kuchni.
- Chciałam Ci powiedzieć, że jednak przyjęli mnie! - uśmiechnęłam się mocno ściskając karteczkę w ręce. Oczy Abigail rozbłysły. Podbiegła do mnie i mocno mnie przytuliła.
- Kotku! Słyszysz?! Wszyscy będziemy razem chodzić na zajęcia! - kotku? Nie wiedziałam o czymś, ale nie chciało mi się w to zagłębiać. Znowu mnie zabolało. Mike podbiegł do nas i połączyliśmy się w grupowym przytulasie.
- Dzwonię po chłopaków! Musimy świętować! - wybiegł gdzieś z telefonem w ręce. Ab uśmiechnęła się i podreptała do kuchni. Nie wiedziałam co zrobić, więc poszłam za nią. Stanęła przy blacie i zaczęła nalewać zagotowaną wodę do kubków z torebkami od herbaty. Banan nie schodził jej z twarzy.
- Jesteście razem? - zapytałam się, bo bardzo mnie to zaciekawiło.
- Chyba tak...ale czy to ważne? Zakochałam się. - uśmiechnęła się jeszcze szerzej.
- To dzisiaj na 16.00 na zajęcia. - rzuciłam otwierając szafkę w poszukiwaniu czegoś słodkiego. Ab przerwała parzenie herbaty i spojrzała na mnie podpierając się rękoma.
- No nie. My mamy dopiero jutro rano. - powiedziała zdziwiona.
- Ale jak to? Zobacz. - podałam jej karteczkę,  gdzie wyraźnie było napisane o której są zajęcia.
- Nie wiem o co tu chodzi. Pójdź i powiesz mi potem o co chodzi, ok? - kiwnęłam głową i zadowolona wyjęłam z szafki ciasteczka. Ab powróciła do kończenia herbat. Usiadłam na krześle, otworzyłam opakowanie i wysypałam ciasteczka do miski.

 
Spojrzałam na nie z odrazą. Nie wyglądały smakowicie. Owsiany syf. Odsunęłam miskę daleko od siebie i zaczęłam sobie machać nogami.
- Chłopaki zaraz będą. To jak świętujemy? Pójdziemy na jakąś imprezę? - Mike wbiegł do kuchni, cmoknął Ab w policzek i usiadł obok mnie na krześle.
- Nie wiem. Zobaczymy jaki pomysł będą mieli chłopaki. - blondynka usiadła na przeciwko Mike'a stawiając kubki z parującą herbatą przed każdym z nas. Siedzieliśmy sobie miło rozmawiając i popijając herbatę. Ab karmiła biednego Mike'a owsianym syfem, a ja myślałam. Nad całą sytuację z castingiem. Może przyjęli mnie do jakiejś grupy początkujących, albo zapasowych? Jedno było pewne. Musiałam pójść na zajęcia, bo inaczej nie poznam odpowiedzi na dręczące mnie pytania. I wtedy uświadomiłam sobie, że na 17.00 miałam rehabilitację, a na 16.00 zajęcia. Tego nie dało się pogodzić.
- O kurde... - spojrzeli na mnie zdziwieni i już otworzyli usta, żeby zapytać się o co chodzi, ale nie zdążyli, bo do domu wpadł Alex z Ed'em. Rzucili się na mnie z gratulacjami. Stałam jak słup soli, a oni ze wszystkich stron podnosili mnie i przytulali. Rehabilitacja nie jest tak ważna jak zajęcia. Mogliby mnie wywalić, jeśli bym się nie pojawiła. Wolałam nie ryzykować i odpuścić sobie rehabilitację. Wszyscy zaczęli głośno zastanawiać się nad uczczenie przyjęcia do szkoły, a ja zerknęłam na zegarek. Zmroziło mnie, bo dochodziła 15.00. Pożegnałam się szybko i wybiegłam. Pojechałam taksówką do domu. Spakowałam do sportowej torby wszystkie potrzebne rzeczy. Zatrzymałam się na pointach, ale ostatecznie dołożyłam je. Zarzuciłam torbę na ramię i trzeci już raz tamtego dnia zadzwoniłam po taksówkarza.
 
Wyskoczyłam pod znanym mi budynkiem, zapłaciłam i pobiegłam do środka. Szłam przez korytarz. Po jego bokach siedzieli i stali przyjęci uczniowie. Dziwnie się na mnie patrzyli i dokładnie mnie oglądali. Poniosłam wyżej głowę i starałam się nie zwracać na nich uwagi. Znalazłam wolną ławkę, na której położyłam torbę i zaczęłam się przebierać w strój do ćwiczeń.
- Dyrektor prosi Cię do swojego gabinetu. - podniosłam głowę na chwilę przerywając czynność wiązania baletek. Przede mną stała chuda, śliczna dziewczyna na oko mojego wieku. Stała wyprostowana i chytrze się uśmiechała. Wstałam.
- Gdzie jest jego gabinet? - spojrzałam na nią, ale ona tylko się roześmiała.
- Znajdź sobie, jak taka mądra jesteś. - prychnęła i kręcąc pupą odeszła w stronę swoich koleżanek, które chichotały jak wariatki. Co miałam zrobić? Starałam się panować nad gniewem, ale nie udało mi się. Z wściekłością podbiegłam do niej i pięścią uderzyłam ją w brzuch. Skuliła się głośno dysząc. Przywaliłam jej jeszcze raz, a ona upadła na podłogę. Nie mogła złapać oddechu, a jej głupie koleżaneczki odsunęły się tylko zszokowane zatykając dłońmi usta. Nic nie robiły, żeby jej pomóc. Bały się o swój dupy. Przeklinałam i pewnie zabiłabym ją, gdyby nie ktoś kto wziął mnie od tyłu za ramiona i poprowadził do jakiegoś pomieszczenia. Posadził mnie na krześle przed jakimś biurkiem, a sam zajął miejsce po drugiej stronie. Zauważyłam, że jest to ten sam człowiek, który wręczył mi zaproszenie na casting - Peter Smith.
- NIGDY WIĘCEJ MA MI SIĘ TO NIE POWTÓRZYĆ! - ryknął unosząc się na rękach. Wcisnęłam się w fotel, bo gość mnie przestraszył. Jego ułożone w idealnym porządku, nażelowane włosy lekko się zniekształciły. Szybko przeczesał je ręką i ponownie doprowadził do ładu. Na sobie miał elegancki garnitur i szczerze mówiąc, seksownie wyglądał. Usiadł na krześle i głośno odetchnął.
- Wybacz... - bąknął i wstał podchodząc do okna. - Wiesz dlaczego tu jesteś? - odwrócił się do mnie, ale ja tylko pokręciłam głową. Znowu zapatrzył się przed siebie w okno.
- Jury nie przyjęło Cię, ale ja siedziałem z tyłu na trybunach i widziałem Cię. - wciągnął powietrze i głośno je wypuścił. - Jesteś jak nieoszlifowany diament, jak Carmen... - podszedł do biurka, odsunął szufladę i wyjął z niej jakieś zdjęcie. Rzucił je na podłogę i z wściekłością wyszedł z gabinetu głośno trzaskając drzwiami. Przez jakiś czas siedziałam skulona na krześle, ale nikt nie wracał. Cichutko wstałam i podeszłam do zdjęcia dokładnie je oglądając. Przedstawiało piękną uśmiechniętą dziewczynę.
 
 
__________________________________________________________________________________
 
Mamy nareszcie drugą cześć 20 rozdziału. Tak, wiem, jestem beznadziejna. Długo nie dodawałam, ale tak wyszło... Mam nadzieję, że Wam się podoba. Przepraszam jak zawsze za błędy.
Kto jest na zdjęciu, będzie miał jakieś ważne znaczenie?
Cieszycie się, że Sandra została przyjęta?
Co będzie w kopercie?
Odpowiadajcie na pytania w komentarzach i bierzcie udział w nowej ankiecie dotyczącej nowego wyglądu bloga.
15 KOMENTARZY = NOWY ROZDZIAŁ
CZYTASZ = KOMENTUJESZ
Liczę na Wasze komentarze i pozdrawiam.
Mundzia xx
 
 
 

sobota, 6 kwietnia 2013

Rozdział 20 "Nienawiść" cz.1.

Środa; 16.01.13r;
Warszawa

Pierwszy raz byłam na pogrzebie... Wiesz, to dziwne uczucie, a nawet bardzo. Patrzysz na trumnę i wiesz, że leży w niej ktoś bliski twojemu sercu. Opuszcza ten świat na zawsze, już go nie ma...

Spojrzałam na te cztery zdania i z mojego oka wypłynęłam łza. Otarłam ją szybko i powróciłam do pisania.

Może ja faktycznie coś do niego czułam? Przecież kocham Harry'ego... A może nie? Może tylko tak mi się wydaję...

Znowu przerwałam. Może to prawda... Zapatrzyłam się na ścianę. Nie miałam siły o tym myśleć.

Po pogrzebie pojechaliśmy odwiedzić mamę i jesteśmy już w hotelu.
Boję się... Strasznie chcę przejść, ale wątpię, że mi się uda. Bez przygotowania nie mam najmniejszych szans...

Schowałam zeszyt do walizki i usiadłam po turecku na łóżku. Z łazienki wyszedł Harry. Uśmiechnął się do mnie ciepło i usiadł za mną. Pocałował mnie w szyję, ale odsunęłam się. Nadal myślałam o tym co napisałam... Może go nie kocham?
- Przepraszam... Nie mam humoru. - mruknęłam i weszłam pod kołdrę. Zrezygnowany Loczek położył się obok mnie i zgasił lampkę.
- Wszystko ok? - szepnął nachylając się do mojego ucha. "Tak, cholernie zajebiście. Zginął Marcin, przed chwilą byłam na jego pogrzebie, zastanawiam się, czy Cię kocham, czy nie. Będę chodziła na rehabilitacje jak jakiś wariat. Jutro casting, a gówno się przygotowywałam, tak, zajebiście!" Nie mogłam mu tego powiedzieć... Wzięłam dwa głębsze oddechy.
- Wszystko jest dobrze, zmęczona jestem. - odpowiedziałam najspokojniejszym tonem na jaki było mnie stać i odpłynęłam.

- Pośpiesz się! - krzyczałam i ciągnąc mamę za rękę biegłam przez lotnisko.
- No ogarnij się! - Harry wlókł się z tyłu.
- Spóźnię się! Rozumiesz?! - mama ledwo nadążała, ale wtedy liczył się tylko czas. Popchnęłam mocno jakiegoś faceta, który zagradzał mi drogę.
- Patrz jak biegniesz! - krzyknął do mnie ledwo łapiąc równowagę.
- Sorry! - odpowiedziałam mu. - Szybciej Harry!
- Nie umiem szybciej!
- To się postaraj!
- To sobie weź te wszystkie walizki jak taka mądra jesteś! - odwróciłam się na chwilkę oceniając całą sytuację.
- Przestań! Masz tylko moją walizkę, twoją torbę i trzy walizki mamy. - przyśpieszyłam. Podałam wszystko co było trzeba jakiejś pani i już po chwili siedzieliśmy w samolocie. Lot wlókł mi się strasznie, ale w końcu wylądowaliśmy w Londynie.
- Biegnij po walizki, a ja dzwonię po Louis'a. - krzyknęłam do Harry'ego, który przewrócił oczami i poszedł niechętnie do taśmy z bagażami. Wybrałam numer Lou i czekałam na jakiś sygnał.
- Halo?
- Hej, jedź na lotnisko.
- PO CO? - był wyraźnie zaskoczony, mimo, że mówiłam mu to poprzedniego dnia.
- Zawieziesz mnie tępaku pod London Hall Of Fame Dance School, mam casting.
- Głupszej nazwy to już nie mogli wymyślić... Już jadę. - rozłączył się. Zauważyłam Loczka ciągnącego walizki. Zmęczony stanął obok nas. Nerwowo tupałam stopą.
- Przestań! - zdziwiona spojrzałam na Hazzę.
- Jakiś problem masz?
- Tak, mam. Wkurzasz mnie. - już miałam się z nim zacząć kłócić, ale przeszkodził mi w tym Lou, który podjechał samochodem i głośno zatrąbił. Szybko wsiadłam i podałam mu adres. Strasznie wolno jechał... Kiedy tylko ujrzałam szkołę tańca wypadłam z samochodu i jak burza pobiegłam do środka.
- Wow... - wyrwało mi się, bo budynek nie tylko na zewnątrz robił wrażenie. Pięknie wykończony, nowoczesny, ale z historią. Pachniało  w nim... Sama nie wiem, talentem, pasją? Pobiegłam w kierunku wskazanym przez jakąś panią., która dała mi mój numer. Otworzyłam drzwi i ujrzałam wielkie pomieszczenie zapełnione po brzegi ludźmi. Panował straszny zaduch. Wszyscy ćwiczyli swoje układy. Czułam zdenerwowanie w powietrzu, które zaczęło mi się udzielać. Przepchałam się pomiędzy nimi do najbliższego okna i otworzyłam je. Wciągnęłam świeże powietrze i włożyłam do uszu słuchawki. Nadal nie widziałam do jakiego utworu zatańczę... Słuchałam wielu piosenek, ale do żadnej nie miałam choreografii. Zaczęłam się rozgrzewać i rozciągać, choć miejsca prawie w ogóle nie było. Nakleiłam sobie tak jak inni naklejkę z wielkim numerem 300. Rozglądałam się, ale nigdzie nie widziałam Abigail, Ed'a, Mike'a ani Alex'a.

Czas dłużył mi się strasznie. Zaczął zapadać zmrok. Na tłocznej poprzednio sali zostałam tylko ja.  Cichutko podeszłam do kulis i wyjrzałam na scenę.

 
Śliczna dziewczyna właśnie kończyła swoją choreografię. Była niesamowita. Jej ciało, ruchy, układ. Wszystko miała dopracowane i dopięte na ostatni guzik. Stanęła wyprostowana i ślicznie uśmiechnęła się do jury, którzy zaczęli ją komplementować, przyjęli ją. A ja? Nie mam układu, muzyki, nic nie ćwiczyłam. Wkurzona chwyciłam torbę i ruszyłam w stronę wyjścia. Nie miałam żadnych szans, po co tam w ogóle przyszłam? Po nic. Zchrzaniłam wszystko.
- Numer 300! - jakiś facet krzyknął mój numer. Stanęłam w pół kroku.
- To nie jest ta Sandra, którą jestem. Która nigdy się nie poddaje... - szepnęłam. Odetchnęłam głęboko, zostawiłam wszystko i pobiegłam na scenę. Poczułam się tak jak kiedyś, ale tym razem nie było owacji, tylko cisza. Stanęłam na środku i spojrzałam w zmęczona, znudzone oczy jury.
- Dobry wieczór, nazywam się Sandra Kruger, mam osiemnaście lat i mieszkam w Londynie.
- Dobrze, co nam zaprezentujesz? - siwy mężczyzna nawet na mnie nie spojrzał.
- Moją własną mieszankę technik. - odpowiedziałam szybko. Nie chciałam, żeby pomyśleli, że nie jestem przygotowana.
- Prosimy. - mruknął. Poszłam do tyłu sceny i odwróciłam się do nich tyłem.
- Poradzę sobie, poradzę sobie... - szepnęłam do siebie. Z głośników poleciała muzyka. [WŁĄCZ] Nie wiedziałam czego się spodziewać. Odetchnęłam, bo po pierwszych dźwiękach już wiedziałam co to za piosenka. Zaczęłam tańczyć. Starałam się robić wszystko co w mojej mocy, ale nikt na mnie nawet nie spojrzał. Marcin...Harry...Mama... wszystkie słowa latały mi w głowie. Obrazy z mojego życia... Jedna kobieta przeglądała papiery, druga pisała coś na telefonie, mężczyzna mieszał znudzony kawę, a szef jury prawie przysypiał. Z moich oczu pociekły łzy. Nie tak to sobie wyobrażałam. Główny juror podniósł rękę na co muzyka przestała grać. Spojrzałam na niego zdziwiona.
- Dziękujemy. - bąknął pod nosem. Światła zgasły, wstali i poszli. Nic... Nic nie powiedzieli.  Schowałam twarz w dłoniach i pobiegłam po torbę. Wyszłam z budynku głośno trzaskając drzwiami. Szłam ulicami Londynu i płakałam. Co zrobiłam źle? Wydawało mi się, że dałam z siebie wszystko. Wyjęłam papierosa i zapaliłam. Nic, zero ulgi.
- Życie jest bez sensu! - krzyknęłam i wbiegłam na drogę. Pisk, światła, krzyk...
- NIC CI NIE JEST?! SANDRA?! - ktoś mocno mną trząsł. Otworzyłam oczy.
- Ed! - krzyknęłam i rzuciłam mu się na szyję.
- Ja nie jestem Ed! Puszczaj mnie wariatko! - wyrwał mi się i zniknął. Przywykłam do tego, więc po prostu wstałam i zadzwoniłam po taksówkę. Moje życie straciło sens. Dobili mnie... Wbili nóż w samo serce. Nienawidziłam siebie...
 
Założyłam pointy i stanęłam przed lustrem. Wzięłam głęboki oddech i zaczęłam tańczyć. Napinałam wszystkie mięśnie, starałam się zrobić to idealnie, perfekcyjnie. Byłam strasznie skupiona.
 
 
Zadzwonił telefon. Niechętnie po niego sięgnęłam i nacisnęłam zieloną słuchawkę.
- Halo?
- WSZYSCY PRZESZLIŚMY! - wrzasnęła Abigail. Rzuciłam telefonem w ścianę. Rozbił się na malutkie kawałki. Nie wiedziałam, że aż tak silna jestem. Z całej siły uderzyłam pięścią w lustro, które rozbiło się w drobny mak. Z ręki zaczęła sączyć się krew. Spojrzałam na nią i tylko krzyknęłam. Wyjęłam spod łóżka pudełko od Marcina i otworzyłam je...
 
__________________________________________________________________________________
 
Mamy już 20 rozdział! Nadal nie mogę w to uwierzyć... Już tyle tego jest! :O
Mam nadzieję, że Wam się podoba. ;D Podzieliłam go na dwie części i następna już niedługo.
15 KOMENTARZY = DRUGA CZĘŚĆ
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
Nie wiem co jeszcze kochani napisać... Proszę podawajcie w zakładce "Informowani" swoje twittery.
Co było w pudełku?
Co dalej z Sandrą?
Mundzia xxx

wtorek, 2 kwietnia 2013

Rozdział 19 "Biała róża"

Wtorek; 15.01.13r;
Polska

Wydawało mi się, że wszyscy w zasięgu paru kilometrów usłyszeli mój krzyk. Rozniósł się jak fala uderzeniowa po całej okolicy. Zaczęłam grzebać w mojej torebce w poszukiwaniu telefonu. Jak najszybciej potrafiłam zadzwoniłam po pogotowie. Kiedy już wszystko wiedzieli rozłączyłam się i padłam na kolana przed moją mamą. Płakałam, strasznie. Odwiązałam sznury, którymi miała związane ręce i nogi. Oderwałam taśmę z jej ust. Uwierzcie mi, że widok własnej mamy, pobitej, zakrwawionej jest straszny. Zapisuje się w pamięci.

Próbowałam ją jakoś obudzić, ale na nic. Do mieszkania wbiegli lekarze. Włożyli ją na nosze i pobiegli do karetki. Szłam za nimi cały czas płacząc.
- Przepraszam... Mogę pojechać z Wami? - drżącym głosem zapytałam się jednego z ratowników.
- Jest pani kimś z rodziny? - spytał rzeczowym tonem.
- Córką... - szepnęłam. Zgodził się, więc weszłam do karetki.

Siedziałam na tym okropnym, niewygodnym, szpitalnym krzesełku. Głowę opierałam na dłoniach. Próbowałam jakoś ogarnąć swoje myśli. Czułam ciepło w sercu, bo odnalazłam ją, nareszcie. Jednak bałam się, że za późno. Jej ciało jak wieźli ją na salę operacyjną. Nie mogłam tego zapomnieć. Próbowałam wyciągnąć od lekarzy jakąś informację, ale oni ciągle powtarzali tylko:
- Proszę być dobrej myśli. - no jak do cholery mam być dobrej myśli, kiedy moją mamę przez kilka dni więzili w jakiejś łazience i to porwali ją zaraz po tym jak zemdlała?! Przecież ona mogła umrzeć! Westchnęłam i podeszłam do automatu z kawą. Po chwili trzymałam już w rękach plastikowy kubek. Upiłam jeden łyk i wykrzywiłam twarz w grymasie. Jaki syf! Jak to można pić?! Odstawiłam obrzydliwy napój na podłogę i znowu się zamyśliłam. Kątem oka spojrzałam na Harry'ego, który spał kilka krzesełek dalej. Nagle z sali wybiegli lekarze. Wieźli moją mamę. Wstałam i szybko zaczęłam za nimi iść.
- Co z nią? Proszę mi coś powiedzieć! To moja mama! - krzyczałam, ale oni nic.
- Proszę być dobrej myśli. - jeden z lekarzy powiedział. Właśnie wtedy przegiął. Nie wytrzymałam i z całej siły przywaliłam mu w twarz. Upadł na podłogę.
- Jak mam być dobrej myśli! Nie umiesz mi odpowiedzieć normalnie!? - reszty może nie będę pisała... No cóż, poniosło mnie. Obudziłam Loczka, który podszedł do mnie i starał się mnie odciągnąć od poszkodowanego mężczyzny. Kilka pielęgniarek wyszło na korytarz. Zabrały go do jakiejś sali, a mnie zaczęły prowadzić do innego pomieszczenia.
- Nigdzie nie idę! - krzyczałam i wyrywałam się im, ale jakimś cudem nadal mnie trzymały.

Wylądowałam w jakimś małym, białym pokoju. Siedziałam na krześle, a po drugiej stronie, za biurkiem siedziała jakaś lekarka. Spojrzała na mnie zza okularów.
- Wydaje mi się, że potrzebuje pani pomocy. - spojrzałam na nią jak na debilkę.
- Nie wydaje mi się... - mruknęłam i z uwagą zaczęłam oglądać swoje buty. Zanotowała coś.- Mogę już iść? - zapytałam z nadzieją w głosie na co ona uśmiechnęła się kpiąco.
- Przykro mi, ale potrzebuje pani specjalistycznej pomocy. - otworzyłam szeroko buzię.
- Nic mi nie jest! Chcę zobaczyć mamę! Niech mnie pani już puści! - wkurzyłam się.
- Musi się pani nauczyć panować nad emocjami. - powiedziała tak strasznie denerwującym tonem.
- Czy ja wyglądam na wariata? Idę stąd! - wstałam z krzesła i pociągnęłam za klamkę, ale drzwi były zamknięte. Spojrzałam na nią, ale tylko uśmiechała się pod nosem. Odwzajemniłam gest, wymuszając go. Postanowiłam zmienić taktykę. Wróciłam na miejsce i wyszczerzyłam się do niej.
- Widzę, że zmądrzałaś. - przełożyła jakieś papiery. - Musisz chodzić na rehabilitycje.
- Haha, tyle że ja mieszkam w...
- W Londynie, tak wiem. Dlatego będzie pani chodziła tam. - oczy prawie wyszły mi z orbit. Podała mi jakąś karteczkę. - Oto skierowanie. - wstałam i chciałam jak najszybciej wyjść z tego zwariowanego gabinetu. - Niech pani lepiej pamięta, dowiem się jeśli pani nie zjawi się na nich. - uśmiechnęłam się i wyszłam. O dziwo tym razem drzwi były otwarte. Zaczynałam się jej bać.
- Przeprasza, gdzie leży Amanda Kruger? - przestraszona pielęgniarka wskazała mi jakieś drzwi. Szybko pobiegłam do nich. Już chciałam wejść do środka, kiedy drzwi otworzyły się i uderzyły mnie w twarz. Syknęłam i spojrzałam na lekarza, który je otworzył.
- Przepraszam to już nie łaska powiedzieć? - zmierzyłam go wzrokiem, wyminęłam i dumnie pomaszerowałam do środka. Podbiegłam do szpitalnego łóżka i złapałam wychudzoną rękę mojej mamy.
- Jestem tu. Słyszysz mnie? - mówiłam coś do niej, ale nie reagowała. Wstałam i poprawiłam jej pościel. Dostawiłam sobie mały stołeczek i usiadłam na nim. Zasnęłam cały czas kurczowo trzymając jej dłoń.

- Przepraszam, powinna pani wyjść na chwilę. - ktoś złapał mnie za ubranie i wyprowadził z sali. Posadził mnie na krzesełku, ale nawet nie widziałam kto to. Byłam strasznie śpiąca. Otworzyłam oczy i nie uwierzyłam. Przetarłam je, ale obraz nie uległ zmianie.

 
Niedaleko mnie siedział... Ed? Wstałam i chwiejąc się podeszłam do niego. Usiadłam obok.
- Hej, co ty tu robisz? - zapytałam się go, ale rozpłynął się. Tak samo jak ta dziewczyna. Nieprzytomnym wzrokiem rozejrzałam się dookoła, ale nie znalazłam go. Ze zmęczenia zapadłam w sen.
 
Znowu stałam przed tymi drzwiami. Nienawidzę ich! Będą mi się śniły w najgorszych koszmarach. Ogólnie to następnego dnia mama się obudziła. Porozmawiałam z nią, ale nic nie pamięta. Podobno potrzebuje dużo snu, bo jest wycieńczona. Powiedzieli, że wypiszą ją w czwartek co oznaczało, że zdążę na casting. Byłam załamana, bo nic nie ćwiczyłam, żadnej choreografii nie miałam, a to nie wróży sukcesu. Nic nie mogłam na to nic poradzić.
Miałam wejść do mieszkania ponownie i obejrzeć je dokładnie. Tym razem wzięłam ze sobą Harry'ego. Po sprawdzeniu wszystkich pokoi mieliśmy pojechać na pogrzeb Marcina, potem do szpitala odwiedzić mamę, do hotelu i następnego dnia z rana po mamę, do Londynu i na casting. Plan był napięty, ale wierzyłam w jego sukces. Postanowiliśmy, że mama zamieszka z nami w domu chłopaków. Mieli jeszcze jeden wolny pokój, akurat dla niej. Lekarz powiedział, że ma słabe serce... Lepiej było, żebym miała ją pod opieką. Liczyłam też na to, że wyciągnę od niej jakieś informacje o dziwnej sytuacji w związku jej i taty.
 
Wzięłam dwa głębokie wdechy i spojrzałam na Loczka. Pokiwał głową, więc otworzyłam drzwi. Obeszliśmy cały dół zaczynając od salonu, potem kuchnia, łazienka i mini siłownia. Drugiego piętra bałam się bardziej. Na dole znaleźliśmy dużo butelek po alkoholu i w przeciwieństwie do mojego ostatniego pobytu tam, panował wszędzie straszny bałagan. Już mniej pewnie przemierzałam korytarz na górze. Harry miał sprawdzić resztę pomieszczeń, a ja pokój Marcina. Uchyliłam drzwi i od razu poczułam uderzający zapach alkoholu i papierosów. Miał nałogi, to pewne. Obejrzałam łóżko, przeszukałam szafki i wszystkie stosy śmieci. Niestety, albo "stety" niczego nie znalazłam po za kilkoma woreczkami z białym proszkiem. Brał...  Zostało tylko biurko. Wyglądało tak jak poprzednio. Dużo ołówków i kredek. Rysunek na środku tym razem nie przedstawiał baletnicy, lecz jakąś drogę.
 
 
Nie miałam pojęcia co to za miejsce. Złożyłam go i schowałam do kieszeni. Zauważyłam, że z boku leży pudełko, a na nim karteczka.
 
Sandra... Skoro to czytasz, to znaczy, że już mnie nie ma...
Weź to pudełko i otwórz je jak będziesz sama...
 Pamiętaj, że nigdy nie przestałem Cię kochać...
PS. Biała róża...
Marcin
 
Szybko schowałam karteczkę do kieszeni, bo usłyszałam kroki.
- Przeszukałem łazienkę, garderobę, biblioteczkę i pusty pokój, ale nic. Wszystko okey? - Harry  spojrzał na mnie.
- Tak, idź już do samochodu, zaraz przyjdę. - odpowiedziałam szybko.
- Na pewno? - pokiwałam głową, a Loczek wyszedł zostawiając mnie samą. Poszłam do biblioteczki i chwyciłam mp3, która leżała na podłodze tak jak poprzednio. Włączyłam pierwszy utwór i pobiegłam po pudełko. [WŁĄCZ]
 
Ocierałam ukratkiem łzy, które kapały na moją czarną sukienkę. Ceremonia dobiegła końca, a wszyscy zgromadzeni stali nad trumną, która leżała już w ziemi. Ktoś rzucił symboliczną grudkę ziemi. Owinęłam się czarnym płaszczem i rzuciłam białą różę...
 
 
__________________________________________________________________________________
 
Witam Was kochani! Pierwszy raz piszę rozdział zaraz następnego dnia, ale to dzięki Wam, ponieważ daliście aż 14 komentarzy! Za szybko Wam to poszło, więc podnoszę poprzeczkę, tym razem
15 KOMENTARZY=NOWY ROZDZIAŁ oraz nadal CZYTASZ=KOMENTUJESZ.
Wprowadziłam postać Ed'a, ale nie jest on gwiazdą, ani nie jest sławny. Przedstawiam go jako Ed'a Sheeran'a z wyglądu, oraz komponuje on jego piosenki i tak samo się nazywa, ale nie jest gwiazdą. ;)
Czekajcie na następny i przypominam Wam kochani, że zaczyna się szkoła i będę miała mniej czasu... Więc bądźcie wyrozumiali.
Jak pójdzie Sandrze casting?
Co będzie w pudełku?
Czemu Sandra widziała Ed'a, który się rozpłynął?
Piszcie wszystko w komentarzach i proszę, chociaż dwa słowa, a nie "Świetne", bo ja poświęcam dużo czasu na napisanie rozdziału, a Wy sekundę na komentarz... To tyle.
PS. Nie sprawdzałam błędów!
Mundzia xxx
 
 

poniedziałek, 1 kwietnia 2013

Rozdział 18 "Jak dzieci"

Poniedziałek; 14.01.13r;
Londyn

To niemożliwe. Spojrzałam jeszcze raz na ulotkę i nadal nie mogłam uwierzyć. Szybko pobiegłam w stronę oddalającej się już sylwetki Petera.
- Proszę poczekać! - krzyknęłam na co odwrócił się niechętnie w moją stronę. - To nie jest żart? - zdyszana powiedziałam ledwo stojąc na nogach. Mężczyzna spojrzał na mnie.
- A czy ja wyglądam na kogoś kto żartuje? - wsiadł do czarnej taksówki i odjechał. Stałam jeszcze chwilę z otwartą buzią. Z zamyślenia wyrwał mnie grzmot. Spojrzałam na niebo, które przybrało bardzo ciemną barwę. Powoli ruszyłam w stronę chłopaków, którzy przybijali sobie piątki i gratulowali sobie nawzajem. Abigail rozmawiała przez telefon i obwieszczała rodzicom dobrą nowinę. Piszczała i cieszyła się jak dziecko. Uśmiechnęłam się i usiadłam na brzegu fontanny. Zamknęłam oczy i wsłuchałam się w uliczny gwar. Na mojej ręce wylądowała pierwsza kropla wody. Uśmiechnęłam się. Po chwili znalazłam się w zimnej wodzie fontanny. Zszokowana otrząsnęłam się i przetarłam oczy. Chłopaki stali z boku i lali ze śmiechu. Czemu to mnie wszyscy zawsze wrzucają do zimnej wody? [Rozdział 8]  Wkurzona wstałam i popchnęłam ich tak, że wylądowali obok mnie. Zdziwieni patrzyli się na mnie w osłupieniu. Roześmiałam się i zaczęłam ich chlapać wodą. Nie zastanawiali się długo, tylko poszli w moje ślady. Bawiliśmy się jak dzieci. Biegaliśmy cali mokrzy, a na dworze było zimno. Ludzie chodzili w kurtkach, ale nie przejmowaliśmy się tym. Chłonęliśmy chwilę. Dołączyła do nas roześmiana Abigail. Z nieba poleciała ogromna ilość deszczu. Jeszcze lepiej nam się bawiło. Jest coś magicznego w bieganiu po dworze podczas burzy. Pewnie skakalibyśmy jak głupki jeszcze długo, ale nagle zauważyłam, że wszyscy stoją nieruchomo. Ab szturchnęła mnie łokciem na co spojrzałam na wielkiego policjanta. Stał z założonymi  rękoma i patrzył na nas złowrogo. Roześmiałam się jak wariatka.
- Panieee władzo? - mruknął tylko i nie spuszczał ze mnie wzroku. - Mógłby nam to pan darować? - uśmiechnęłam się swoim uśmiechem numer pięć. Spojrzał na mnie mrożącym krew w żyłach spojrzeniem. - Widzi pan! Mamy zaproszenia! - wyciągnęłam ulotkę w jego stronę i kiwnęłam na pozostałych, żeby zrobili to samo. Wystawili swoje ręce, w których trzymali ociekające wodą kartki. Mężczyzna z uwagą zaczął się czytać. - Widzi pan, jak pan był młody...
- Dobra dobra. Spadajcie stąd! I żebym Was już tu nigdy nie widział! - w podskokach pobiegliśmy mokrymi ulicami Londynu.
- Dziękuję! - krzyknęłam jeszcze, na co kiwnął lekko głową.
- Jesteś genialna! - Abigail przytuliła mnie mocno.
- Wieem! - uśmiechnęłam się, a ona popchnęła mnie. Cały czas biegłyśmy za chłopakami, którzy wzięli nasze torebki. Było mi zimno, ale wtedy o tym nie myślałam. Lekko mi odwalało. Nie wiedziałam dokąd nas prowadzą. Ale czy to ważne?

 
Ludzie uciekali przed deszczem. Zawsze mnie to dziwiło. Przecież nic im się nie stanie, kiedy się trochę zmoczą. Wbiegliśmy na jakiś most i stanęliśmy. Chłopaki łapali oddech, a Ab się na mnie patrzyła. Złapałam ją za dłonie i zaczęłyśmy się kręcić wkoło. Śmiałam się i ona też. Zakręciło nam się w głowię i z hukiem upadłyśmy w kałużę, która rozprysła się na boki. Zobaczyłam po drugiej stronie mostu całującą się parę. Trochę zrobiło mi się smutno, że nie było przy mnie Harry'ego.
 
 
Przymknęłam oczy, wyobraziłam sobie nas i znowu pobiegłam za oddalającą się Ab. Przemierzaliśmy park, w którym nie było nikogo po za nami. Było pusto, spokojnie i cicho. Podobało mi się. Zobaczyłam dziewczynę. Stała w białej sukience ociekającej wodą i patrzyła się w jakiś odległy punkt. Zainteresowała mnie, więc zatrzymałam się i podeszłam do niej, aby zapytać się czy wszystko dobrze, ale kiedy chciałam ją dotknąć, zniknęła.
 
 
Tak po prostu rozpłynęła się w powietrzu. Zamurowało mnie. Stałam i gapiłam się w to miejsce, gdzie przed chwilą stała.
- Ej, chodź. Idziemy! - Abigail ciągnęła mnie za rękaw.
- Ale... Ona tu była i jej nie ma, a ja... - popatrzała na mnie jak na kogoś chorego psychicznie.
- Lepiej będzie jak się ogrzejesz. - pociągnęła mnie mocno, a ja powlokłam się za nią. Cały czas szukałam wzrokiem tajemniczej dziewczyny, ale nigdzie jej nie było.
 
Siedziałam i patrzyłam się w okno. Woda spływała po nim, a ja ogłupiała patrzyłam się na stróżki wody, który jechały z góry na dół.
- Ok, to może się poznamy. - jeden z trzech chłopaków usiadł na fotelu naprzeciwko mnie.
- To ja jestem Mike, to jest Alex, - wskazał ręką na bruneta, który jadł popcorn - a tam stoi Ed - pokazał na rudego chłopaka z gitarą. Wydawał się zamyślony, marzyciel, romantyk. Znalazłabym w nim bratnią duszę.
- To ja jestem Abigail, a do Sandra. - Ab przedstawiła nas. Uśmiechnęłam się do Mike'a, który dokładnie mnie oglądał. Chłopaki pogrążyli się w jakiejś ożywionej rozmowie z blondynką, a ja nadal patrzyłam się na okno.
 
 
- O czym myślisz? - zaskoczył mnie głos, który zwrócił się do mnie. Spojrzałam na Ed'a.
- O tym co mnie ostatnio spotkało... - odpowiedziałam i nadal tępo wpatrywałam się w krople.
 
- Niall, co ja mam zrobić, żeby odzyskać mamę...? - spojrzałam na blondyna, który w zaciekawieniu oglądał struny swojej gitary. Oderwał swoje piękne, błękitne oczy i spojrzał na mnie. Poczułam się jakbym patrzyła na bezkresny ocean. Jego oczy miały głębię. Były niesamowite...
- Pojedź do mieszkania Marcina. - cicho powiedział.
- Po co? - zapytałam się, bo nie widziałam najmniejszego sensu, żeby tam jechać. Nie powiedział nic. Potrząsnął blond czupryną i zaczął grać. Jego palce płynnie poruszały się po strunach. Zamknęłam oczy. Przeniosłam się na koncert. Perkusja, gitara i głos...
 
Settle down with me. / Ustatkuj się ze mną.
Cover me up. / Okryj mnie.
Cuddle me in. / Przytul mnie.
Lie down with me, / Połóż się ze mną.
And hold me in your arms. / I trzymaj mnie w swoich ramionach.

And your heart's against my chest, your lips / Twoje serce na przeciwko mojej piersi, Twoje usta
Pressed to my neck. / Przyciśnięte do mojej szyi.
I'm falling for your eyes, but they don't know me yet. / Zakochuję się w twoich oczach, które jeszcze mnie nawet Nie poznały.
And with a feeling I'll forget, I'm in love now. / I z uczuciem zapomnę, jestem teraz zakochany.

Kiss me like you wanna be loved. / Pocałuj mnie tak, jakbyś chciała być kochana .
You wanna be loved. / Chciała być kochana .
You wanna be loved. / Chciała być kochana .
This feels like falling in love. / Wygląda na to, że się zakochujemy.
Falling in love. / Zakochujemy się.
We're falling in love. / Zakochujemy się w sobie.
[Ed Sheeran "Kiss Me"]
 
Muzyka zaczęła cichnąć. Została tylko gitara i głos, który coraz bardziej się zmieniał.
- Wstawaj! - ktoś szarpał mnie za ramię. Otworzyłam oczy i ze zdziwieniem zauważyłam, że nadal jestem w mieszkaniu Mike'a. Spojrzałam na Ed'a, który właśnie kończył piosenkę.
- Chodź! Patrz jak już późno. - Ab wskazała na okno, za którym było całkowicie ciemno. Wstałam, pożegnałam się z chłopakami i ani się obejrzałam, a leżałam już w łóżku. Tak jak przypuszczałam nie mogłam zasnąć. Może ten sen miał mi coś przekazać? Może celowo właśnie tą piosenkę śpiewał Niall? Nie rozumiałam z tego nic, ale co miałam do stracenia? Zostało mało czasu do castingu. Postanowiłam ćwiczyć ćwiczyć i jeszcze raz ćwiczyć. Zależało mi na dostaniu się do tej szkoły. To byłby krok w stronę przyszłości. Znowu robiłabym to co kochałam, tańczyłabym. Nie balet, którego nienawidziłam, tylko inne techniki.
- Pojadę do domu Marcina... - szepnęłam do siebie i zasnęłam.
 
Wzięłam głęboki oddech. Byłam sama. Harry czekał na mnie w kawiarni. Przekręciłam kluczyk i otworzyłam drzwi. Weszłam do tego samego mieszkania, ale zapach był inny. Wszystko było porozrzucane. Weszłam w małą kałuże krwi. Od razu pożałowałam, że tam pojechałam, ale to był dopiero początek, bo kiedy otworzyłam drzwi łazienki...
 
__________________________________________________________________________________
 
Witam Was kochani z nowym rozdziałem! Co myślicie?
Co dalej ze szkołą tańca?
Co chciał jej przekazać Niall w śnie?
O co chodzi z dziewczyną w parku?
Co zobaczyła w łazience?
Jak macie jakieś przypuszczenia wszystko piszcie! Nie chciałam wprowadzać takiej zasady, ale mało komentujecie więc CZYTASZ=KOMENTUJESZ i 11 KOMENTARZY=NOWY ROZDZIAŁ.
Mundzia xxx